Z żywota należy korzystać, ale... — mówi Kazik Staszewski. — Nie robię laski tylko dlatego, że klient chce, aby mu ją zrobić.
Kazik to człowiek otwarty i znający swoją wartość. Szkoda tylko, że nie dba o swój image. Taki niesmaczny ostatnimi czasy się robi. Nie jest jak wino, że im starszy, tym lepszy. Prędzej jest jak jabłko...
Co dzisiaj uznajesz za kultowe?
— Kultowe jest wszystko, co z Kultem związane, pewien typ charakteru, typ osobowości i poczucia humoru.
Ty jesteś kultowy! Kult jest kultowy! Na ile wykorzystujesz to, że jesteś legendą? Panie w biurze częstują kawą?
— Bez wątpienia łatwiej jest w urzędach czy w kontaktach z policją drogową. Chcąc nie chcąc mniej lub bardziej świadomie to wykorzystuję. Ale lubię też swoje przebywanie w Hiszpanii, gdzie jestem zupełnie anonimowy.
Powiedziałeś kiedyś, że życie niczym ciekawym się nie charakteryzuje. Po co w ogóle żyć?
— Tak powiedziałem? To musiał być jakiś słaby dzień chyba. Podstawowym sensem jest móc żyć dla kogoś i być mu potrzebnym. Aaa, i mieć takich, którzy tobie są potrzebni. A że z kolei żywot jest krótki — korzystajmy zeń, bo potem nic już nie ma.
A jak się napędzasz, aby jednak życie miało sens?
— A po co się napędzać? Jak mam trefny dzień, to nic mi nie pomoże — najwyżej się nawalić i czym prędzej taki dzień zakończyć. Gdy czas jest z kolei dobry, to po co się napędzać? To teoria, bo w praktyce naturalnie różnie potrafi bywać.
Nawalić się? Są więc w twoim życiu drugs, sex and rock'n'roll?
— Wszystko jest, ale z wiekiem w coraz mniejszych dawkach.
Z innej beczki. W 1988 roku po nagraniu płyty „Spokojnie” rozwiązałeś Kult i wyjechałeś do Anglii... Do pracy? Nie mów, że zmywałeś talerze!
— Robiłem na rożnych budowach, a także odnawiałem mieszkania.
Kazik budowlaniec... Śpiewałeś, że „wszyscy artyści to prostytutki”. Coś cię kusi, aby się sprzedać?
— Nic nie kusi. Jeszcze nie muszę się sprzedawać — chwalić boga! Jak na razie to ja daję ludziom to, co sam chcę dawać i jeszcze mi (czasem) za to płacą. Jestem ekskluzywną prostytutką, która sama wybiera, w jaki świat chce zaprowadzić swojego klienta. Nie robię laski tylko dlatego, że klient chce, aby mu ją zrobić.
To teraz o jajach. W książce „Kult Kazika” powiedziałeś, że „wizyty w cenzurze miło wspominasz, jaja były niezłe”...
— Było żenująco, lecz czasem wesoło. Nie czuję się jako kombatant walk z cenzurą, bo jak coś ingerowali, to nie nagrywałem takiej piosenki i już. Ale parę rzeczy przewalczyłem m.in. „Wódkę” czy „Patrz” bez zmian. Autor „Gramatyki na wesoło” i „Ortografii na wesoło” to był mój cenzor. Było ich dwóch z niejakim Konopką.
W tym roku planujecie wydać nową płytę „Concentrazion Gigantica”. Co to będzie za krążek?
— Jak na razie mamy dużo piosenek, ale nie wszystkie moim zdaniem są dobre, wiec jeszcze próbujemy i komponujemy. Brzmieniowo chciałbym powrócić do starszych dziejów i odejść od takiego barokowego ornamentowania jakie miało miejsce na dwóch ostatnich płytach.
Ostatnia płyta to 2005 rok. Co jest powodem, że Kult tak rzadko wydaje? Za mało czasu czy chęci?
— Za mało czasu. Czasu jest jakby zdecydowanie mniej niż gdy byłem młody! A i mnogość innych projektów nie pomaga — choć ta różnorodność z drugiej strony jest mi potrzebna. A tak szczerze mówiąc to i z chęciami różnie bywało. Wiosna i lato jednak dobre były tamtego roku. Mam nadzieję, że i teraz tak będzie.
Kult Kultem, ale od początku lat 90. postanowiłeś działać na swoje konto...
— Po prostu pewnej muzyki koledzy w Kulcie nie lubili i grać nie chcieli. Tak było z hip-hopem. Ten gatunek miał spory wpływ na to, co robiłem pod szyldem Kazik. Chłopaki nie identyfikowali się też z ciężkim rockiem — tu kłania się Kazik Na Żywo. Nie czuli też pogranicznego yassu — Kazik, Mazzoll & Arytmik Perfection. Zresztą chyba bym szczezł, robiąc wszystko w jednym składzie.
A czujesz się spełniony?
— Czuję się takim! Spełnionym się czuję! W tym kraju osiągnąłem wiele, a o zagranicznej karierze nie marzę. Jestem świadom swojej regionalności i wiem, że w kulturze globalnej nie zaistnieję. Ale dobrze mi z tym i marzę, by to wszystko trwało jak najdłużej. Poza tem o zdrowiu dla swoich najbliższych i dla siebie marzę, bowiem gdy ono jest, to reszta jest pryszczem.
Często zmieniasz fryzury. Miałeś już na głowie irokeza i dredy.
— Nuda jest mieć cały czas taką samą fryzurę.
Czyli nudzie mówisz „nie”, ale jesteś też zdecydowanym przeciwnikiem piractwa. A przecież w czasach studenckich kopiowałeś razem z kumplami muzykę nowofalową!
— A skąd takie wiadomości?
Z książki o tobie...
— Naturalnie nagrywało się na magnetofon to i owo z radia, bo przecież płyt nie było. Ja jednak byłem w tej komfortowej sytuacji, że w Londynie mieszkała siostra mojej mamy i generalnie to, o co poprosiłem, to mi przysyłała.
Miałeś to, co prawie było nieosiągalne. Szczęściarz. A uważasz, że marihuana powinna być legalna?
— Powinna być legalna. Uważam, że wszelkie używki powinny być legalne. Nie chodzi o sprzedaż w spożywczakach, lecz w specjalnie wydzielonych aptekach. Ale wtedy odbierze się ten proceder bandyterce zdecydowanej na wszystko. Historia pokazuje, że dekryminalizacja pewnych zachowań robi mniej złego niż ostra penalizacja. A jeśli zabraniać — to wszystkiego. W czym wódka czy papierosy są lepsze od marihuany czy kokainy nawet?
A pamiętasz swój pierwszy raz z trawką?
— Jasne, że pamiętam. Było to w Toruniu na koncercie Kryzysu. Jeszcze w liceum.
Kiedyś powiedziałeś, że po czterdziestce chciałeś skończyć ze „sceną”, ale... jakoś ci się — Bóg zapłać — nie udało zejść...
— Wydawało mi się, że już będę karykaturą samego siebie. Zresztą może już jestem, ale to nadal bardzo przyjemne. Granie w kapeli to najlepsze zajęcie na świecie.
Co planujesz zrobić do pięćdziesiątki?
— To samo!
Jeszcze trochę czasu do twojego półwiecza, ale... ciekawi mnie, na jaką imprezę urodzinową masz ochotę...
— Od trzydziestych dziewiątych urodzin nie robię imprez urodzinowych. Uważam, że upływ czasu nie jest żadnym powodem do świętowania. Smucić się raczej trzeba niż radować!
A jak się czują — nie ukrywajmy — giganci polskiego rocka w dobie „radiowego grania na jedno kopyto”?
— Nie wiem, nie słucham radia — poza TOK FM, bo tam prawie nie ma muzyki. Jeśli chodzi o współczesnych wykonawców to nazwy kompletnie mi nic nie mówią i nie wiem co grają. Chociaż teraz byłem w Stanach i kupiłem sobie nieco płyt i nie są one raczej na jedno kopyto. W Polsce koleguję się też z paroma twórcami, z których pewną część cenię. I wiesz... szczerze — ja to teraz czuję się dobrze w ogóle. Na pewno lepiej niż jakiś rok czy dwa lata temu.
A Olsztyn lubisz?
— Stolicę Warmii i Mazur widzę ogromną. A tak poważnie — ja jednak słabo znam Olsztyn. Bardziej orientuję się w okolicy. Jeździłem przez wiele lat do Nart i o mało bym się tam nie osiedlił, lecz niestety kolega sprzedał swój dom tamże nic mi o tym nie mówiąc.
kaziku, świeć nam jak najdłużej!
OdpowiedzUsuń