piątek, 10 kwietnia 2009

Za 1,50 zł do sądu

Błądzić jest rzeczą ludzką — dlatego chochlik drukarski pojawia się tam, gdzie ludzkie oko potrafi to i owo przeoczyć. Ale przynajmniej dzięki jego tajnej współpracy teksty dziennikarskie dają się zauważyć.

Kto brał na dwóch kierunkach, ten odda w trzech ratach — pisze dzisiaj „Gazeta Olsztyńska” o studentach UWM, którzy pobierali stypendium na dwóch kierunkach. Żacy muszą zwrócić pieniądze. Nie mogli pobierać dubeltowej pomocy, bo tak mówią przepisy, których nikt do tej pory nie przestrzegał. Absurd? Nie to jednak jest najśmieszniejsze. Do tekstu wkradł się chochlik drukarski:

Studentka i jej kilkunastu kolegów oraz koleżanek usłyszała, że albo zwróci UWM 1,5 zł w trzech ratach, albo spotka się ze swoją uczelnią w sądzie.
— Nie było wyjścia. Zrezygnowałam z jednego stypendium i zadeklarowałam, że zwrócę pieniądze — wyjaśnia studentka. — Za półtora roku czekają mnie dwie obrony i nie chciałabym iść na wojnę z uczelnią. Choć z drugiej strony uważam, że sprawę w sądzie udałoby mi się wygrać.

Chochliki krążą po redakcjach. Są niewidoczne i tak przebiegłe, że nie ma na nie sposobu. Żyją w różnych miejscach — najczęściej w klawiaturach. Żerują na zmęczonych dziennikarzach, ale potrafią też czarować i oczarowują korektę. Ta w amoku pracy nie zauważa błędów. Chochlik działa więc skutecznie, a co najciekawsze — nie pobiera żadnej opłaty. Nie potwierdza to jednak, że chochlik jest wolontariuszem.

Chochlik drukarski — figlarny (ale i złośliwy) duszek, sprawca błędów, które przeszły niezauważone przez sito korekty i ujawniły się dopiero w gotowej publikacji poligraficznej, kiedy to na usunięcie ich jest już za późno (...) Chochlik drukarski nie zajmuje się tak przyziemnymi sprawami jak czeskie błędy czy inne literówki (o ile są one mało widoczne), skupiając całą swoją złośliwość na osiągnięciu wyższej szkodliwości swoich poczynań. Do ulubionych zabaw chochlika należy przestawianie liter w nazwiskach tak, aby brzmiały one szczególnie obraźliwie, tworzenie nieistniejących adresów pocztowych, podmienianie cen produktów, godzin pracy, dat, numerów stron itp., fałszowanie danych technicznych, zamienianie miejscami podpisów pod zdjęciami, ukrywanie nazwisk autorów itd. Szczególnie perfidnie zachowuje się chochlik podmieniając tylko jedną literę w wyrazie, tworząc przez to inny — równie prawdopodobnie brzmiący wyraz, tyle, że diametralnie zmieniający sens wypowiedzi. Chochlik potrafi jednak kasować lub przestawiać miejscami nawet duże fragmenty tekstu. Chochlik drukarski potrafi też manipulować ilustracjami (ze szczególnym upodobaniem do obcinania głów najważniejszych postaci), zmieniać kolory, manipulować w krzyżówkach, a nawet może wypuścić do druku całą kolumnę sprzed ostatniej korekty. Poza okresami aktywności chochlik drukarski śpi. Potocznie chochlikami drukarskimi nazywane są też błędy, których sprawcą jest ów chochlik. (Nonsensopedia)

Kiedyś do „Naszego Olsztyniaka” też wkradł się chochlik. Mega chochlik. Wycinek pozostawiam bez komentarza.

Przeczytaj:
Jak chochliki drukarskie wojowały z dziennikarzami
Rozliczenie z chochlikiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz