piątek, 25 marca 2011

Stawka większa niż życie


Pielęgniarki wyszły na barykady i walczą o normalne warunki pracy. Nic wskórać nie mogą, a rząd twardy jak ściana, a głową muru nie przebijesz. Może ktoś ma inny pomysł na walkę sióstr z mężczyznami?


Pielęgniarki są ze stali. Są też jak człowiek z żelaza, z marmuru, z krwi i kości. Walczą o swoje prawa, bo mają do tego święte prawo. Ale co tam! Rząd wykombinował, że wszystkie siostry zrezygnują z etatów i będą zapierniczały na kontraktach. Nie tylko te, które chcą, ale wszystkie. Pielęgniarkom to nie w smak — nie chcą pracować ponad siły i bać się nawet myśli: a co będzie, gdy zachorujemy? Praca na kontakcie pozbawia ich jakichkolwiek przywilejów. Ani ciąża, ani choroba, ani urlop nie wchodzą w grę. Albo laba, albo kasa!

Siostry tupnęły ostro nogą: nie zgadzamy się! Chcemy pracować jak człowiek! Jak człowiek z żelaza, z marmuru, z krwi i kości! Nie chcemy się zaharowywać na śmierć tylko dlatego, aby utrzymać nasze dzieci. Chcemy, żeby pociechy miały w domu matki, a nie białą śmierć!

Do rządu te argumenty nie trafiają. Pielęgniarki opanowały gmach sejmu, postanowiły głodować, a koniec protestu „jest uzależniony od mądrości osób rządzących w kraju”.

Ale gdzie ta mądrość? Mam więc pomysł, aby właśnie za mądrość płacić, a nie lewe pomysły. Może wszyscy przejdziemy na kontakty? Proponuję zacząć od góry, czyli od władzy. Zarobki powinny być uzależnione od natężenia pracy, obecności w sejmie — ale nie w budynku, tylko podczas posiedzeń i udzielania głosu na mównicy. Im poseł będzie mówił mądrzej, tym dostanie wyższą stawkę.

To samo powinno tyczyć się senatorów i wszystkich, którzy biorą Polskę w swoje ręce. Prezydent, pani prezydentowa, Biuro Ochrony Rządu i wartownicy przy grobie nieznanego żołnierza też.

Potem niech kontrakty przejdą na sądy, policję, straż pożarną, nauczycieli, służby sprzątające miasto i babcie klozetowe. Dziennikarze też niech wejdą w te szeregi — mimo wierszówek, które zależą przecież od wypisanych liter.

Pielęgniarki wtedy nie będą miały nic do gadania — będą musiały poddać się większości. Dołączą do kolegów lekarzy, który przeskakują z dyżuru na dyżur, aby spłacić kredyt zaciągnięty na dom.

Kominiarze też mogliby pracować na kontraktach. Im więcej kominów zaliczą, tym więcej wpadnie do kieszeni.

Nawet księża niech pozakładają własne działalności gospodarze. Może w ten sposób rozliczą z grzechów fiskusa?

Dzięki takiej mądrości Polska będzie państwem ludzi z żelaza, marmuru, z krwi i kości. Spełnią się wszystkie obiecane cuda, Polska będzie styrana do granic możliwości, nie będzie opływała miodem, ale spływała potem, a od myślenia co niektórym pęknie głowa. Na przykład taki jeden pan na kontrakcie — premierem dziś zwany — obudzi się pewnego ranka z migreną i wykrzyknie: siostro, pomocy!

Przyjdą wtedy wszystkie.

piątek, 18 marca 2011

Wygraj tsunami w konkursie, czyli Ambi Pur wysyła do Japonii

Grunt to trafić w odpowiedni moment. Ambi Pur wystartowało z konkursem „odkrywaj świat dzięki zapachom”. Do wygrania wycieczka do Japonii... gdzie właśnie trwa sprzątanie po wielkim trzęsieniu ziemi i walka z uszkodzoną elektrownią atomową. Gotowy do drogi?


Włosy stają dęba — najpierw oglądam wiadomości na temat tragedii u wybrzeży Honsiu, a zaraz potem spot reklamowy: „odkrywaj świat dzięki zapachom Ambi Pur i wygraj wycieczkę do Japonii”. Zielonej, spokojnej, pełnej radości i zapachu orientu. Ach, to wyczucie chwili! Dziś Japonia nie wygląda jak na reklamie. Dziś Japonia wygląda tak:


Konkurs Ambi Pur ruszył grubo przed tragedią, bo 14 lutego, a trzęsienie ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera nawiedziło Japonię 11 marca. Najsilniejszy wstrząs był poprzedzony serią mniejszych o maksymalnej sile dochodzącej do 7,2 już 9 marca. Trzęsienie ziemi w Japonii, zdaniem naukowców z Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii, przesunęło oś Ziemi o co najmniej 10 cm. Natomiast NASA twierdzi, że skrócił się także dzień o 1,6 mikrosekundy. Trzęsienie ziemi przesunęło też Honsiu o 2,4 m, a płyty tektoniczne obniżyły się o ponad 18 metrów. Przy takich rewelacjach o Ambi Pur można zapomnieć!

Następstwem trzęsienia ziemi była potężna, ponad 10-metrowa fala tsunami, która uderzyła w wybrzeże Japonii, zalewając miasta i osiedla regionu Tōhoku.


W całym kraju na skutek wstrząsów doszło też do automatycznego wyłączenia co najmniej czterech spośród 54 wszystkich japońskich reaktorów jądrowych z 22 elektrowni atomowych. W Fukushimie doszło do serii wypadków jądrowych, które doprowadziły do ogłoszenia alarmu atomowego i ewakuacji ludności z rejonu obiektu.


Czy ktoś ma ochotę na taką wycieczkę?

To nie pierwsza wpadka z półki „marketingowe wyczucie”. W kwietniu 2010 roku głośno było o billboardzie „Spragniony wrażeń? Zimny Lech”, który pojawił się naprzeciwko Wawelu, gdzie pochowano prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I sprawa pewnie by przycichła, gdyby nie kolejna reklama w tym miejscu z hasłem „Ożyj i zwyciężaj”. Ale ten slogan jest uniwersalny i świetnie nadawałby się też na japońską walkę z żywiołem.

Kampania Ambi Pur — pewnie dawno już opłacona — tętni życiem w mediach. 17 marca, kiedy widziałam ją w telewizji po wiadomościach, na pewno tętniła... I miała zupełnie inny wydźwięk niż planowano. Ale taki bieg wydarzeń ma też swoje plusy. Dzięki temu można wybić się ponad inne firmy. Bo proponowana podróż do Japonii zwraca uwagę, a przy okazji wyzwala wiele ciętych komentarzy. Teraz Ambi Pur rządzi się prawem: „ma nie ważne jak, byleby mówili”. Jednak czy chciałabym, aby kojarzono mnie z tragedią w Japonii? Żeby mój „zapach świata” kojarzył się z zapachem ruin i śmierci? Na szczęście ja za tę kampanię nie odpowiadam. Gdybym odpowiadała, natychmiast zdjęłabym ją z anteny.

piątek, 11 marca 2011

Bon ton pana Adama

Z kim się zadajesz, takim się stajesz? To powiedzenia nijak się ma do rzeczywistości. Bo im bliżej gwiazdy, tym większe gwiazdorzenie. I rażenie większym światłem niż celebryta, a nawet rażenie piorunem! Tak menadżerowie łatają swoje kompleksy...


Gwiazdorstwo odbija, a najbardziej na tę chorobę zapadają wschodzące gwiazdki. Im mniej potrafią, tym więcej się pompują, nadymają i wymądrzają — mimo iż mają niewiele do powiedzenia. Legendy, czyli starzy wyjadacze, mają wszystko w nosie, bo i mają wiele w kieszeni. Z nimi właściwie można konie kraść. Rozmowa z gwiazdą pełną gębą to wielka przyjemność — zero szpanu, zero żelu. Nie ma tematów tabu, nie ma głupich pytań, bo nie ma też głupich odpowiedzi. Ale są menadżerowie, który służą za pilot do otwierania bramy. Albo umówią na rozmowę, albo odprawią cię z kwitkiem. I tu brylują!

Dziennikarz — jeśli nie ma w swoim kajeciku bezpośredniego kontaktu do gwiazdy — dzwoni najpierw do menadżera. Jasna sprawa — to on odpowiada za kontakty gwiazdy z prasą. I to on wpływa na jej wizerunek. Jeśli trafi się menadżer-przyjaciel — połowa sukcesu. Gorzej, gdy taki pomagier nosi się wyżej niż jego pracodawca i dyktuje warunki. Myśli, że współpraca z celebrytą wynosi go ponad poziomy. Czuje się panem i władcą, Neronem, Cezarem i Napoleonem w jednej osobie. Wiem, bo na kilku takich gagatków natrafiłam. Ale moim ulubieńcem jest pan Adam, który steruje czasem pana Grzegorza, wokalisty legendarnej grupy na P.

Moja ulubiona wymiana zdań ma miejsce tuż przed Dniem Dziadka. Mam pogadać z najbardziej rock'n'rollowym dziadkiem w Polsce, więc walę jak w dym do Adama, pilota do grzegorzowej bramy. I oczy wychodzą mi z orbit, kiedy dostaję odpowiedź:

Zwracam uwagę, że Grzegorz jest także synem, mężem, ojcem i kochankiem, który dał początek nowemu życiu. To może też tematy do wywiadu? A może coś na temat wypróżniania, gdyż je i trawi?

Akurat ta sfera życia Grzegorza mnie nie interesuje. Ale, ale... czyżby Grzegorz wstydził się, że jest dziadkiem? A może pan Adam cierpi na kompleks wieku? Cierpi, nie cierpi — śmiertelnie się na mnie obraził za ten Dzień Dziadka i zarzucił szlaban na wszelakie kontakty. Ale i wystawił sobie fantastyczną laurkę. A Grzegorz? To fajny facet. Wiem, bo kiedyś z nim rozmawiałam. I na pewno nie chciałby rozmawiać o swoich gastrycznych przygodach. Chociaż, może coś więcej powiedziałby o swoim niestrawnym pomagierze?

Internet tak zaś mówi o panu Adamie:

Adam jest facetem, który ma duże poczucie humoru i bardzo lubi się bawić. Dusza towarzystwa.
Kobiety lubi traktować z fasonem, w starym stylu. Jest bardzo szarmancki, daje kwiaty. Jest bardzo gościnny.
Zdecydowanie woli dawać niż brać.
(Jak łyse konie)

Oj, panie Adamie, nie dorasta pan Grzegorzowi do pięt. Żadne obrazy, szlabany i dąsy nie zrobią z pana gwiazdy. Nawet te wspomniane kwiaty dla kobiet. Obsypuje je pan zupełnie innymi kwiatkami... Ale zaśpiewam panu piosenkę, może się panu milej zrobi:

„Nie płacz, Adam, bo tu miejsca brak
Na twe męskie łzy.
Po ulicy miłość hula wiatr
Wśród rozbitych szyb.
Hej, prorocy moi z gniewnych lat
Obrastacie w tłuszcz!
Już was w swoje szpony dopadł szmal,
Zdrada płynie z ust...”

Przeczytaj:
Markowski: Wiek to przekleństwo

wtorek, 8 marca 2011

Czy ktoś widział cukier?

Słodkiego miłego życia? Chyba nastały nam gorzkie czasy, bo cukier znika ze sklepowych półek. Im mniej go w sklepach, tym większą mamy na niego ochotę. Zakazany owoc?


Cukier drożeje i rośnie też apetyt na niego. A teraz niby wszystkiego mamy pod dostatkiem. Tylko dlaczego dzisiejsze czasy przypominają mi te sprzed lat? Wszystkim ma być po równo — sklepy wprowadzają ograniczenia zakupowe. Bo ludzie z obawy przed suszą cukrową rzucają się jak hieny — wynoszą ze sklepów ile mogą. Szlaban! Nie kupisz więc już worka cukru... Nawet jeśli masz pieniądze. Chociaż — te pieniądze też topnieją jak cukier w herbacie, bo ceny słodkiego rosną, oj rosną.

I wzrost, i pustki na półkach skomentuję krótko. O tak: