piątek, 11 listopada 2011

Kazik: Błyskotliwy nie jestem

— Płaczę, jak mam wracać z Hiszpanii i jak pokłócę się z żoną — zdradza Kazik Staszewski, muzyk. — A śmieję się do łez, jak się upiję.

Fot. Rafał Nowakowski

No, oto Kazik właśnie! Kaźmierz, Kazimnierz...

Miałeś kiedyś wąsy przez dwa dni. Co się stało?
— Dwukrotnie miałem krótko wąsy. Raz, goląc zapuszczoną przez wakacje brodę, zostawiłem je sobie. Moje dzieci podniosły wtedy lament i się popłakały. Potem miałem wywiad i sesję zdjęciową do jakiegoś kolorowego miesięcznika. Zazwyczaj takim pismom odmawiam. Tym razem jednak zgodziłem się na wywiad, bo miałem załatwić w nim pracę znajomej. Powiedziano jej, że jak zrobi ze mną wywiad, dostanie u nich etat. Pomyślałem sobie, że zarost pod nosem koresponduje ze stylem i poziomem tego wydawnictwa. Na potrzeby tej sesji zapuściłem owóż wąsy.

Co wąsy świadczą o mężczyźnie?
— O Jacku Szumlasie, szefie firmy Solopan i Jamesie Hetfieldzie z zespołu Metallica, świadczą dobrze. Jest jeszcze jeden irlandzki aktor, który je dobrze nosi, ale nie pamiętam, jak się nazywa. Grał jedną z ważniejszych ról w filmie „Veronica Guerin”. O reszcie mężczyzn świadczą źle. No chyba, że tworzą jakąś ciekawą kompozycję wraz z baczkami.

A co o kobiecie, która ma zarost pod nosem?
— Myślę ,że nie jest z tego zadowolona bidulka...

Ale okładka nowej płyty Kazika Na Żywo „Bar la curva & Plamy na słońcu” to nie bidulka...
— „Bar la curva” to jest dosłownie bar „Zakręt”. Nigdy w nim nie byłem, ale mijam go często, bo leży koło drogi z wulkanu Teide do Santa Cruz. A do barów nie chadzam, bo tam nie ma intymności i anonimowości. Wolę wychylić w domu lub w gościach.

Czym zaskoczy nas nowy krążek?
— Niczym. Gramy swoje — to, co umiemy najlepiej. Tak się okazało. Ale większość piosenek jest świetna, a jedna z nich to dla mnie hymn na miarę „Polski” Kultu czy „Taty Dilera” Kazika Na Żywo czy nawet moich „12 groszy”. Ale to przecież i tak oceni słuchacz, mój chlebodawca.

A czym ty zaskoczysz?
— Niczym, w końcu jestem tylko motorniczym. Trasy nie zmienię. Chociaż zobaczymy — nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz.

W jednym z wywiadów przyznałeś się, że z wiekiem poczułeś „niską samoocenę”. Z wiekiem tracisz głowę?
— To już przeszłość. Mam pewne kompleksy, ale czuję się teraz dobrze i wysoko się cenię. To efekt paru radykalnych zmian w moim życiu.

Ale przyznaj się, w jakich sytuacjach tracisz głowę?
— Nie ma takich. No, może gdy trzeba błyskotliwie i szybko zripostować jakąś wypowiedź — tego nie umiem, bo błyskotliwy nie jestem. Poddaję się też, gdy internetowa szarańcza chce mnie żywcem pogrzebać, ale że zrezygnowałem parę miesięcy temu z czytania komentarzy na mój temat w sieci, więc odtąd samopoczuciem moim jest trudniej zachwiać.

Kiedyś straciłeś głowę dla świadków Jehowy. Kościół katolicki nie spełnił twoich ambicji?
— Kościół katolicki nigdy mnie nie kręcił. Chodziłem tam, bo mi kazano, więc gdy pojawili się ludzie mówiący o Bogu zgodnie z literą Biblii, to mnie zaciekawiło. Studiowałem z nimi Pismo Święte ponad cztery lata i chociaż nie zdecydowałem się ostatecznie ochrzcić i zostać Świadkiem, to nie żałuję ani sekundy spędzonej z nimi.

A dziś — możesz zaufać Bogu?
— Moim zdaniem nie ma kogoś takiego. Wygodnie jest wierzyć, to wiele ułatwia. Sam bym chciał, ale przeszkadza mi wiedza, że takiego tworu nie ma.

Komu dziś można zaufać?
— Ja ufam czterem osobom i to są moi czterej przyjaciele. To ważne słowo i wkurwia mnie bardzo szastanie nim na lewo i prawo. Są to Piotr Wieteska, Sławomir Pietrzak, Lucjusz Myśliwiec i Dariusz Szurlej. Kolejność nazwisk przypadkowa.

Z tymi panami pewnie możesz prowadzić długie męskie jesienne rozmowy... Co Polakowi najlepiej wychodzi jesienią?
— Jak pokazują wydarzenia ostatnich dni, to chyba lądowanie samolotem bez kół. A dlaczego? Bo piloci w LOTcie to bossowie na maxa i klasa światowa — w odróżnieniu od taboru.

Który jest w opłakanym stanie... Kiedy zdarza ci się uronić łzę?
— Oj, coraz częściej. Na filmie, jak się z kimś na dłużej żegnam, jak mam wracać z Hiszpanii, jak pokłócę się z żoną, jak zatęsknię do dzieci... Oj, tych sytuacji jest tak dużo, że nie wymienię ich tu wszystkich. Mogę opowiedzieć tylko o kilku z brzegu.

A kiedy śmiejesz się do łez?
— Jak jestem szczęśliwy, a jestem często. No i niestety przeważnie śmieję się do łez jak się upiję. I to jest problem, bowiem większość ludzi, którzy mnie znają, mówią, że permanentnie powinienem być w tym stanie, bo wtedy jestem o wiele bardziej sympatyczny i wesoły. Ale ja już wiem, że nie tędy droga. To pułapka.

Przeczytaj też:
Kazik: Jestem ekskluzywną prostytutką


Limuzyna, filmowanie, fotografia – fajnyslub.pl