środa, 18 marca 2009

Szczerość dziecka potrafi zabić

Dziecko to taki sympatyczny początek człowieka. Dlatego można z niego czerpać bez końca.

Podsłuchałam rano rozmowę chłopczyka z mamą:
— A dlaczego w autobusie jest tyle ludzi?
— Bo nie mają samochodów, a wszyscy muszą dojechać do pracy.
— A po co do pracy?
— Bo muszą zarobić pieniążki.
— A ja nie muszę. I nie chcę musieć.

Dziś zainspirowało mnie dziecko. Zawsze szczere, otwarte i nieskrępowane. Nie ma dla dziecka pytań trudnych — są niepotrzebne. Nie ma dla dziecka rzeczy niemożliwych — są nieciekawe. Nie ma dla dzieci kiepskich tematów — wszystkie są ciekawe, ale trzeba odpowiednio spojrzeć.

Zawód dziennikarza to wieczne pytanie — niczym poznające świat dziecko. Dziennikarz jednak wiele pytań zadać musi, a dziecko pyta, bo chce, bo jest zaciekawione. Oczywiście dziennikarstwo to też ogromna ciekawość, ale zupełnie innego kalibru. To ciekawość, która potem przelewa się na papier — w moim przypadku. A dziecko? Jego ciekawość owocuje w doświadczeniu. Nie ma konkretnego celu — ot, pakowanie bagażu doświadczeń. Życiowego bagażu, a nie zawodowego.

Marcel Łoziński kilka lat temu nakręcił fenomenalny dokument „Wszystko może się przytrafić”. To piękna rzecz o smutku przemijania i potędze życia. Zdaje się, że to jedyny film, w którym kamera uchwyciła obraz rodzenia się w dziecku człowieka.



Marcel Łoziński o filmie:


Tomasz miał wówczas 6 lat. Jest to fantastyczny wiek — wiek już rozumu, ale i jeszcze wiek emocji, kiedy człowiek jest totalnie nieskrępowany. Tomek mógł poruszać problemy, które go wtedy naprawdę interesowały. Stąd w ogóle pomysł filmu. Posłużyłem się moim synkiem, aby zadać ludziom elementarne pytania: o miłości, o śmierci — pytania, których ja nie ośmieliłbym się nikomu postawić, które bałbym się stawiać nawet sobie. Kamera nie była ukryta, ludzie widzieli ją z odległości mniej więcej 50-100 metrów. Poza tym, kiedy Tomasz podchodził do ludzi, pokazywał im mikrofony i mówił, że są nagrywani. Z tym, że w czasach, kiedy wszyscy się gdzieś spieszą, gdy nikt nie ma ani czasu, ani cierpliwości na wysłuchanie kogokolwiek i nagle pojawia się ktoś, kogo naprawdę interesuje czyjeś życie — wtedy już nikomu nie przeszkadza, że jakaś kamera stoi o jakieś sto metrów dalej.



Jakie są maluchy? Na to pytanie odpowiada Katarzyna Stoparczyk, dziennikarka i twórczyni programu „Dzieci wiedzą lepiej” w wywiadzie dla CIO:

Dzieci mają rzadką zdolność pełnego angażowania się w relacje z drugim człowiekiem.
— Są bardzo uważne, potrafią ci spojrzeć głęboko w oczy — dorośli robią to rzadko. Mają w głowie tysiące niezałatwionych spraw, ciągle się gdzieś spieszą i zazwyczaj nie są uważni wobec drugiego człowieka. Dziecko, gdy tylko jesteś w stanie zainteresować je czymkolwiek, w jednej chwili odda ci całą swoją uwagę. To jest prawdziwy kontakt z człowiekiem.

Czego dorosły mógłby — a może nawet powinien — nauczyć się od dzieci?

— Pierwsza i najważniejsza rzecz, której można się nauczyć od dzieci, to absolutna, wręcz nieprawdopodobna radość życia. Dzieci są tu i teraz, żyją chwilą obecną. Tak samo jak w zen, w buddyzmie, podobnie jak nas uczą mistrzowie jogi. Dzieci, gdy się cieszą — cieszą się bezgranicznie, od początku do końca, są w tej radości zanurzone całe. Gdy się z nimi obcuje, wyczuwa się, że ten kontakt jest prawdziwy.

Szczerość dziecka potrafi zabić.
— To prawda i to już na dobry początek, przy powitaniu. Wchodzę do sali i słyszę: „Pani się dzisiaj nie malowała?” albo: „Fajne ma pani łachmany”. Dzieci wyrażają swoje uczucia szczerze, entuzjastycznie i natychmiast. Nie warto się na nie obrażać, bo zazwyczaj nie chcą nam zrobić przykrości i nie mają złych intencji. Po prostu widzą, że gorzej wyglądam albo że dziwnie się ubrałam i natychmiast głośno o tym mówią. Kiedyś ubrałam się od stóp do głów na różowo, kompletnie kiczowato i tak naprawdę koszmarnie, a dla dzieci byłam wtedy najpiękniejsza na świecie.

1 komentarz: