niedziela, 22 marca 2009

Anna Dymna czasami przeklina

— Bardzo lubię słowa Tadeusza Kantora, mojego wielkiego mistrza, który powiedział, że: "Do teatru nie wchodzi się bezkarnie". Tak właśnie staram się robić każdy mój spektakl – podkreśla Jan Klata, reżyser. — Jeżeli ktoś szuka w teatrze miłej rozrywki i relaksu przed kolacją, to nie ma u mnie czego szukać.


Wszystkiemu winien Jan Klata. Dzisiaj drugi dzień Olsztyńskich Spotkań Teatralnych, wieczorem „Sprawa Dantona”. I przy tej okazji naszły mnie wspomnienia – „Klatowe” właśnie.

Kiedyś miałam okazję gościć na próbie u niego podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych (nazwa nomen omen). Spektakl „Oresteja” był gwoździem programu imprezy. I ja miałam to szczęście, że gwóźdź ten mogłam zobaczyć od kuchni. Przyznam – dla teatromana przeżycie to niebywałe. Tym bardziej, że ostatnimi czasy Anna Dymna - gwiazda przedstawienia - rzadko grywa w teatrze. Widzieć więc tę wielką aktorkę nie tylko na scenie, ale przede wszystkim podczas pracy – niesłychane. A praca ta w pewnym momencie zaostrzyła wszystkim apetyt na sztukę.

Dymna to oaza spokoju – wystarczy na nią spojrzeć. Ciepło bije z niej na kilometr i chciałoby się je chwycić i schować do kieszeni, by zawsze grzało. Pewnie też dlatego Jan Klata zwracał się do niej: „królowo”. Ale i Dymna podchodziła do tego – skądinąd – młodego i nowoczesnego reżysera z wielkim szacunkiem:

Chcąc uprawiać zawód aktora należy przede wszystkim kochać teatr. Miłość, pasja i wiara w to, że to, co się robi jest ważne i wspaniałe, czyli absolutne oddanie – są niezbędne do tworzenia spektaklu. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Mówię o tym dlatego, że Jan Klata te wszystkie cechy posiada. Jest pasjonatem teatru, wie czego chce, jest świetnie przygotowany. Lubi pracować z aktorem. Zależy mu chyba na tym, by aktor czuł, że uczestniczy w czymś ważnym. Słucha dokładnie wszelkich sugestii aktora, umie przekonywać i namawiać do wspólnej “zabawy w piaskownicy” (to sformułowanie Kazia Kutza). Więc choć jest bardzo wymagający to praca z Jankiem polega na tym, co najważniejsze… na zaufaniu, szacunku, radości i chęci zrozumienia siebie nawzajem. Spotkanie z Jankiem Klatą było dla mnie jednym z najpiękniejszych teatralnych spotkań. Nie mówię przez to, że świat Janka jest dokładnie moim światem, to całkiem inna sprawa. Ale na pewno Janek jest reżyserem, który w jakiś sposób poszerzył moją wyobraźnię i otworzył ją na nowe, nieznane mi przestrzenie pojmowania, patrzenia i wyrażania.
(Anna Dymna: W teatrze interesuje mnie człowiek)

Klata wciągnął Dymną w swoją grę. Dzisiaj można ją zobaczyć w „Trylogii”. Czyżby aktorka połknęła bakcyla popreżyserii?

To, że Dymna jest aktorką zaangażowaną, słyszałam na własne uszy – właśnie podczas warszawskiej próby „Orestei”. Jej spokój na chwilę wyszedł z roli. Aktorka starała się wyczuć scenę Teatru Dramatycznego po swojemu. Owszem, była stonowana, ale czujna. Jednak zmaganie się ze reflektorami i trochę trzeszczącą sceną wprawiały ją w zakłopotanie.

Dymna: Gdzie ja mam stanąć na początku?
Klata: Zaraz, pani Aniu, sprawdzimy.
Dymna: (szuka swojego miejsca, ale ciągle wychodzi ze światła) Gdzie mam grać? Mam dać krok do przodu? Do tyłu?
Klata zajęty innym aktorem nie reaguje.
Dymna: Kurwa, gdzie je mam grać pierwszą scenę!?

Niestety nie udało mi się zarejestrować przekleństwa. Szkoda. Słowo to padło tak niespodziewanie i z zaskoczenia, że nikt nie był na nie przygotowany. Kurwa poskutkowała.

Jak pracuje Dymna? Uchwyciłam m.in. inne zakłopotanie aktorki: "Gdzie mam paść?"



“Sprawa Dantona” to czarny koń tegorocznych Olsztyńskich Spotkań Teatralnych - sądzę przez pryzmat nagród, jakie sztuka do tej pory zdobyła. Jednak nie zawsze zdania na temat spektaklu są pozytywne. Zacytuję – w ramach reklamy – dwie opinie moich znajomych:

"Sprawa Dantona" z Teatru Polskiego we Wrocławiu to pułapka na widza. Żeby dostać się na zbudowaną na scenie widownię trzeba przemierzyć pole gry. Z widowni nie ma ucieczki. Intensywność działań aktorskich sprawia, że z powrotem przez scenę przejść można dopiero, gdy skończą się oklaski - choć chciałoby się prędzej. (…) Klata chciał, jak się wydaje, obśmiać rewolucję w ogóle. I rzeczywiście, spektakl bywa zabawny, kilka zaprezentowanych pomysłów to błyskotliwe i świeże dowcipy sceniczne. Wszystkie one jednak toną w chaotycznej i hałaśliwej magmie przedstawienia.
(recenzja Huberta Michalaka)

Po co Jan Klata gada o bezproduktywności gadania, układa playlistę złożoną z "rewolucyjnych" szlagierów? Reżyser śledzi sposób, w jaki kultura masowa przechwytuje pojęcie rewolucji (hasło, nie ideę) czyniąc z niego fetysz na potrzeby rynku. W Empiku sprzeda się przecież ładnie opakowana, taka estetyczna wariacja na temat rewolucji w wersji soft. Klata zabiega o to, aby przywrócono rewolucji rewolucję.
(recenzja Doroty Kowalkowskiej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz