Czasy zabawy pod chmurką już minęły — deszcze, wiatry, a pewnie zaraz i śniegi zaatakują Olsztyn. Drzwi amfiteatru zamknięte już na trzy spusty i wcale się nie dziwię. Nie chciałabym stać z parasolką, której z powodu siły natury utrzymać nie mogę. Nie chciałabym też, by gwiazdę ze sceny wywiewało. Żadna przyjemność — ani dla mniej, ani dla mnie. Wolę czuć dreszcze emocji niż trząść się z zimna!
Zapadł więc czas ciszy i spokoju. Skończył się czas koncertów. Skończył się, bo miejsc z zadaszeniem (i z mocnymi ścianami) w Olsztynie brak. Owszem — są kluby, ale mały i niskie. Żadna przyjemność zabawy, a i podskoczyć wyżej nie można, bo organizatorzy za guzy nie odpowiadają.
Chociaż... Byłam w sali CEIiK-u na kilku koncertach — nawet rockowych. Ludzie byli zachwyceni. Lepszy więc wróbel w garści niż gołąb na dachu, tak? Ale nie każdy o tym wie. Zresztą CEIiK szalenie się ceni. Dla przykładu — gdy Kętrzyn za imprezę bierze 25 zł, Olsztyn 50 zł. Zgrozo! Ale jeśli chce się jak najwięcej zarobić...
Do biegu gotowi start! Tłumy artystów wyruszają w swoje jesienne trasy, a Olsztyna w ich grafikach brak. Ani Kultu, ani Hey'a, ani innych wielkich, średnich i mniejszych gwiazd nie usłyszysz. Kicha! O sprawie pisze dziś Gazeta Olsztyńska. Ale to jak pisać patykiem po wodzie.
— Nas też niestety nie będzie w najbliższych czasie w Olsztynie — zapowiada Bodek Celiński, organizujący koncerty zespołu T-Love. — Kiedyś graliśmy u was bardzo często i zdarzało się, że byliśmy po trzy, cztery razy w roku. Teraz — jak co roku — robimy jesienną trasę i mamy listę klubów, z którymi współpracujemy, ale niestety pod hasłem "Olsztyn" nie mam w kajecie żadnego numeru... Hala Urania nie wchodzi w grę, bo jest zbyt duża na koncert klubowy. Odpowiednich warunków na koncert rockowy nie ma także Centrum Konferencyjne UWM w Kortowie i sala CEIiK. Małe koncerty odbywają się w klubach Bohema i Andergratnt, ale tam sale pomieszczą maksymalnie do 300 osób.
(Gwiazdy polskiego rocka omijają Olsztyn)
A ja myślę, że nie tylko sale są problemem. W Olsztynie nikomu nie chce się tyłka ruszyć, by zorganizować dobry koncert. Bo i po co? Ile to biegania, wymyślania, a i bilety sprzedać trzeba, promocję zorganizować. Potem jeszcze wyrywać siwe włosy albo farbować. No tak, Olsztyn nie czuje bluesa.
O braku chętnych organizatorów rozmawiałam kiedyś z Jarkiem Tioskowem, wokalistą Kasy Chorych. Przytaczam rozmowę jako dowód:
Kasa Chorych pochodzi z Białegostoku — stolicy disco polo. Jak czują się bluesmani w takim towarzystwie?
— Disco polo to zupełnie inny temat muzyczny! Nie słucham takich dźwięków, bo mam swoją muzykę. Disco polo mało mnie interesuje, bo dotyczący innych uczuć. Blues jest muzyką bardziej przeżywającą, a tamto to muzyka odtwórcza.
A jak dzisiaj blues ma się w Polsce?
— Gdybym cokolwiek ode mnie wiele zależało, stwierdziłbym, że ma się nieźle. Ale bez ogródek — bluesa w Polsce nie ma. Jest tylko tam, gdzie grają kapele i gdzie przychodzą ludzie. Jednak nie tylko blues niknie... Jak się przyjrzymy mediom, można zadać sobie pytanie: dlaczego Anny Marii Jopek nie słychać w radiu? Gdzie jest ta dobra muzyka? Dżemu też się za wiele nie gra, a o Kasie Chorych nie wspomnę. Kampanie radiowe mają na celu wypromować swoją muzykę — prostą, nieskomplikowaną i szybko sprzedającą się. I tu tkwi błąd, bo nikt nie może puszczać dobrej muzyki, bo wpływ finansowy pewnych układów jest tak wielki, że o przebicie ciężko.
Bluesmani mają jakiś pomysł, by wyjść z tego dołka?
— Nie mają. I ja nie mam żadnego pomysłu. Uważam, że trzeba po prostu grać — to jedyne wyjście. Ludzie poznają bluesa, jak będą przychodzić na koncerty.
I przychodzą.... O czym rozmawiacie z fanami?
— Różnie. Ostatnio byliśmy w małym mieście i rozmawialiśmy o organizowaniu koncertów. Okazało się, że w mniejszych miejscowościach ciężko o dobre imprezy. Jeśli jest jeden człowiek, który tym się zajmuje, coś się dzieje. Ale w wielu miejscach bywa tak, że nawet tego jednego człowieka nie ma.
Życie bluesmena przebiega więc na czekaniu.
— Teoretycznie tak to wygląda. Siedzimy i czekamy aż zadzwoni telefon.
Czyli ciężkie jest życie bluesmana.
— Ale nikt nie powiedział, że jest lekkie!
Rozumiem, że Polska nie czuje bluesa.
— Wynika to z mody, jaka krzyczy z mediów — począwszy od stylu ubierania, a skończywszy na muzyce właśnie.
Ale to może mieć i dobrą stronę. Wedle słów Kazika — „najbardziej płodny jest artysta głodny”.
— Niewiele w życiu nagraliśmy muzyki — raptem kilka płyt. Ale oczywiście, że pracuje się w każdej sytuacji. Czasami jednak wydaje mi się, że to wszystko idzie na próżno. Trzeba grać koncerty. Myślę, że wszystko jeszcze jakoś się poukłada.
Pani Ado, wielkie dzięki! sprawia Pani, że nie czuję się osamotniona w swej rozpaczy spowodowanej brakiem koncertu grupy Hey, tym bardziej, że na dniach wydają nową, oczekiwana płytę! Z dnia na dzień staje się bardziej tolerancyjna dla Olsztyna, ale takich sytuacji nie rozumiem... przecież to miasto studenckie! a ta dość liczna grupa ogółu mieszkańców z pewnością wybrałaby się na koncert, już niekoniecznie Hey`a. a tym czasem do miasta trzy razy w roku (poprzednim akademickim) zaproszona była Coma... "żałość człowieka ujmuje...", jak pisał wieszcz.
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam!
PS. gratuluje bloga :)
Kasię Nosowską stawiam na piedestał - za geniusz nie tylko muzyczny, ale literacki. W Olsztynie niestety na scenie nie stanie i złość moja tym większa. PS. Kiedy olsztyńskie kina nie zamierzały grać "Lektora", pojechałam do Wrocławia. Na szczęście film w końcu (po czasie) na biały ekran w Awangardzie. Można więc mieć nadzieję, że i muzyka na żywo do nas zawita. Trzymamy kciuki?
OdpowiedzUsuń"cóż jedną matką jaką znasz jest nadzieja, głupią matkę masz"
OdpowiedzUsuńzamiast trzymać kciuki proponuję wsiąść do pociągu w kierunku Gdyni (4-5.12) albo Torunia (19.11)... a najbliższy piątkowy wieczór spędzić w CEiK`u.
pozdrawiam! :)