czwartek, 17 grudnia 2009

Kukiz: Nie jestem święty w przeklinaniu

— Przeklinanie jest jak rozmowa w języku obcym, w slangu, grypsie. Kiedy przeklinanie staje się codziennością, dla mnie nie jest już przeklinaniem. Tajemnica pryska — przyznaje Paweł Kukiz, lider Piersi. 17 grudnia obchodzimy Dzień Bez Przekleństw.


To nie jest przeklęta rozmowa. To jest rozmowa o przekleństwach. Wulgaryzmów tu nie brakuje, więc osoby o słabych nerwach proszone są o wyrozumiałość. Paweł Kukiz jak zwykle bez ogródek. I chwała mu za to.

Można napisać piosenkę z samych przekleństw? Można. „Rodzina słowem silna” powstała na faktach?
— Jasne, że na faktach. Siedziałem kiedyś na balkonie swojego mieszkania w Warszawie i uczyłem się do prawa karnego. Zakuwałem na zajęcia, które miałem z kapitalnym wykładowcą Lechem Falandyszem, aż tu nagle słyszę wiązankę pod blokiem. Wziąłem kartkę i zacząłem pisać ten kawałek, a właściwie spisywać słowo w słowo. Ale polskie społeczeństwo nie jest aż tak rozgadane. Na pewno nie wyróżniamy się z przeklinaniem. Na przykład dawno nie widziałem amerykańskiego filmu, w którym nie padałoby słowo „fuck” w różnych odmianach. Zdecydowanie więcej jest filmów zza oceanu z wulgaryzmami niż polskich produkcji z naszym klasycznym „kurwa mać”.

Wkurza cię — żeby nie powiedzieć inaczej — nasze przeklinanie?

— To zależy w jakiej intencji się klnie i czego dotyczą przekleństwa. Jeżeli używa się wulgaryzmów jako przecinków, wkurza mnie — żeby nie powiedzieć inaczej. Nie jestem święty w tej kwestii, ale przy dzieciach nie przeklinam. Jeżeli jestem z kolegą na rybach, jasne, nie żałuję sobie.

Masz swoje ulubione przekleństwo?
— A ty? Pewnie mamy takie samo.

No cóż, przekleństwo musi być zajebiste...
— Tego słowa akurat nie lubię, bo kojarzy mi się z Ich Troje. Zespół ten odarł niestety „zajebistość” z pewnej tajemnicy. Upublicznili to słowo i spopularyzowali, stało się takie codzienne i sztuczne. A z przeklinaniem wiąże się przecież jakaś tajemnica. Kiedy jestem z chłopakami, to aż kusi, aby sobie przekląć. Czy nie fajnie jest powiedzieć „kurwa to, kurwa tamto... a niech to w dupę tego, tamtego”? Fajnie jest tak sobie ponarzekać — zwłaszcza, gdy gada się o dzisiejszej polityce. Wtedy przeklinanie ma sens, prawda? A w domu, kiedy siedzi się przy kominku z żoną i dziećmi, raczej nie przystoi, a nawet nie ma się powodu. Bo na co kląć? Na żonę? Ona niewinna.

Czyli że przeklinasz po coś.
— Jasne, że tak. Przeklinanie jest jak rozmowa w języku obcym, w slangu, grypsie. Kiedy przeklinanie staje się codziennością, dla mnie nie jest już przeklinaniem. Tajemnica pryska.

Jest więc sens świętować Dzień Bez Przekleństw?
— Ja w ogóle zaskoczony jestem, że Polacy takie święto wymyślili! Dla mnie to absurd. Naprawdę takie święto istnieje, czy mnie wkręcasz?

Istnieje.
— Ja pierdolę... I tak nie przestaniemy przeklinać, a poza tym taki dzień daje nam przyzwolenie do klnięcia jak szewc w inne dni. Ale fakt, Polska świętami stoi i ze świąt słynie. Gdyby był to dzień wolny od pracy, to na pewno 90 proc. narodu poświęciłaby się i milczała. Ale jak ludzie nie idą do pracy, to z jakiego powodu mieliby kląć? Najwyżej głowa rodziny zejdzie do piwnicy i powie sobie pod nosem „kurwa mać”. Ale co to za frajda?

Przeczytaj też:
Kukiz: Piwo to matrix
Dzień Bez Przekleństw, czyli nie używajmy wulgaryzmów
"Dziś wszystko jest zajebiste"

1 komentarz: