czwartek, 10 grudnia 2009

Lao Che: Kamyczek ładnie się osadził


— Wszystko samo się toczyło, ludzie roznosili nas pocztą pantoflową. Z ucha do ucha, z ust do ust — o sukcesie Lao Che opowiada Mariusz „Denat” Denst.


Pamiętam ten czas, kiedy pierwszy raz słuchałam „Powstania Warszawskiego”. To był sierpień, więc wagę powstania poczułam nad wyraz. Potem pojechałam do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby ucieleśnić to, o czym czytałam w podręcznikach. Wcześniej nie czułam takiej potrzeby — ja z Olsztyna, ja z daleka... gdzie mi do powstańców? Dlatego dziękuję Lao Che, że zrobili płytę nie tyle genialną, co ważną.

Czarne kowboje w końcu zagrają w Olsztynie, 10 grudnia.
— No właśnie, graliśmy u was bardzo dawno temu. Ze sto lat będzie. A nasz akustyk jest z Olsztyna. Michał Dominowski wyrósł w stolicy Warmii, a teraz mieszka w Warszawie. Olsztyn jest jednak dla niego cały czas ważnym miejscem. Czy dłużej pobędziemy w jego rodzinnych stronach? Czasu mamy ostatnio mało, bo siedzimy w studiu i nagrywamy nową płytę.

Znowu zaskoczycie? Bo co krążek, to inny...

— Zgadza się, postaraliśmy się znowu odskoczyć od poprzednich dokonań. Tym razem użyjemy więcej elektronicznych dźwięków niż rockowych. Owszem, będzie to elektronika, ale „taka nasza”, taka w stylu Lao Che. Inaczej nie może być.

Ale chyba nie uciekniecie od rocka jak Agnieszka Chylińska!
— Nie, nie chodzi nam o taneczną formę! Kierujemy się bardziej w stronę nowej fali, ale w naszej interpretacji. Podchodzimy do sprawy artystycznie i poważnie. Każda płyta to wyzwanie dla naszej grupy. Zawsze chcemy sprawdzić się w innej, nowej formie.

To jest fajne, bo się nie powtarzacie.

— Tak, to jest fajne! Nie ma u nas ciągle tego samego grania. Dzięki takiemu podejściu do sprawy możemy nauczyć się wielu ciekawych rzeczy i to potem procentuje przy następnych albumach. Możemy poświęcić się takiej a takiej stylistyce, zgłębić ją po naszemu.

I to w was cenię, bo nie osiadacie na laurach, a dostaliście tyle nagród, że głowa mała!
— Bo to, co dla nas jest najważniejsze, to jakość naszego tworu, który produkujemy. Przyznam, że przy każdej płycie nie robiliśmy dużej promocji. Wszystko samo się toczyło, ludzie roznosili nas pocztą pantoflową. Z ucha do ucha, z ust do ust. Jeśli jakość jest dostrzeżona w naszym procesie twórczym, to bardzo nas cieszy i motywuje do kolejnych ciekawych posunięć.

Podoba mi się to, że mówisz o procesie twórczym, a nie o zwykłym graniu.
— Bo muzyka to proces. Tworzenie zajmuje dużo czasu — nie trwa ani tydzień, ani miesiąc, ale najmniej rok. Przygotowania do poprzednich produkcji zajmowały nam dwa, trzy lata — począwszy od samej aranżacji po realizację w studiu. Jeśli mamy czas, czyli przestrzeń, możemy dokonać właściwych wyborów. Czas pozwala nam weryfikować pomysły. Nawet nie gramy nowych kawałków na koncertach — póki ich nie nagramy. Nowy materiał na razie się rozwija. Studio też na pewno zmieni nasze zapatrywania, więc za jakiś czas dopiero coś zaprezentujemy. Chcemy robić naszą muzykę dobrze, a nie po łebkach. Chcemy być w pełni przygotowani. Nie zależy nam na improwizacji, która nie ma rąk i nóg.

Czyli podchodzicie z szacunkiem do fanów.
— Bo fanom wiele zawdzięczamy. To zawsze ludzie nas nieśli, a potwierdza to przede wszystkim sukces płyty „Powstanie Warszawskie”.

Dzięki wam, nie ukrywajmy, wiele młodych osób zastanowiło się nad tematem powstania.
— A no właśnie, muzyka działa na ludzi, a zwłaszcza na osoby podatne na emocje. I właśnie ich odczucia są potem ogniwem, które rozogniają koncerty. Żywiołowa reakcja nie bierze się znikąd. Ona się buduje z dwóch stron — i z naszej strony, ale przede wszystkim ze strony publiczności.

A może nagracie płytę z okazji 600-lecia bitwy pod Grunwaldem?

— Rozumiemy znaczenie naszych dokonań i właśnie dlatego nie chcemy psuć już tego, co udało nam się stworzyć. Myślę, że podobne działania wpływałyby ujemnie na nasz zespół. Musimy szukać nowych rzeczy.

Ale „Bogarodzica” w waszym wykonaniu byłaby urocza!

— Ach, na pewno ciekawie by zabrzmiała! I na pewno byśmy długo się przygotowali, żeby oddać klimat tego utworu. Ale zostawmy „Bogarodzicę” — mamy tyle pól do eksploatacji, że wolimy zdobywać nowe tereny. „Powstanie Warszawskie” było niezwykle wyrazista płytą i wszystkie albumy, które nagrane są w innym tonie, nie są do niej porównywane. Wolimy iść w tym kierunku, więc uciekamy od tematów historycznych. Ten kamyczek został już wrzucony do ogródka i ładnie się osadził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz