niedziela, 6 września 2009

Jaś Mela: Spacerkiem na koniec świata


— Dostając od kogoś nadzieję, dostajemy misję niesienia jej dalej. Jeżeli człowiek zamyka się i nie dzieli się swoim doświadczeniem, marnuje swoje życie — uważa Jaś Mela, niepełnosprawny podróżnik. — I co mu z tego doświadczenia?


Z Jasiem było przesympatycznie. Usiedliśmy na trawie pod olsztyńskim zamkiem. Jaś czarował nie tylko swoim serdecznym i pełnym radości uśmiechem, ale wiarą w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Sam jest na to przykładem, że wiara i nadzieja przenoszą góry. Gdy słuchałam jego opowieści, rosły mi skrzydła. Tak, Jaś Mela to trampolina motywacji!

Jasiu, o czym dzisiaj marzysz?
— Mam naturę szalonego podróżnika i chętnie wybrałbym się w zakręconą podróż autostopem do Indii albo Ameryki Południowej. Chciałbym codziennie budzić się w innym miejscu i nie wiedzieć, gdzie będę za tydzień. Ale moim największym marzeniem jest założenie rodziny. To jest codzienna podróż w nieznane. Miałbym jeden dom, własny ogródek, do którego wychodziłbym codziennie ze swoimi dziećmi. To jest dla mnie fascynujące — dzień po dniu podróżować w stronę czegoś nowego. Dzieci dorastają, uczą się... Czy to nie jest najpiękniejsze na świecie?

A gdy byłeś małym chłopcem, o czym marzyłeś?
— Podróże były w moich myślach, ale nie wierzyłem, że marzenia można spełniać. Nawet do głowy mi nie przyszło, że można gdzieś iść. Winne temu były brak wiary w siebie i brak finansów. Ale to wymówki. Bardzo często wmawiamy sobie, że czegoś się nie da. Wyszukujemy jakiś powód i nawet się nie zastanawiamy, jak go uniknąć. A przecież zawsze można coś wymyślić! Ale niestety człowiek ciągnie się w dół i to w każdej sferze życia. Gdy mąż chce pokłócić się z żoną, to się pokłóci — że za mało zarabia, że jest bałagan w domu. Tak samo jest z marzeniami — po co je realizować, skoro „coś tam”? Ale jeśli bardzo się chce, wiele przeszkód można przeskoczyć. Powiem ci jednak, że jak byłem mały, nie chciałem być podróżnikiem. Planowałem, by zostać informatykiem. W swoich myślach tworzyłem gry komputerowe. I nawet nie były one podróżnicze! Serio — nie chodziło mi po głowie podróżowanie. No, może trochę bym pojeździł, wyrwałbym się na koniec świata, ale to wszystko.

Gdzie był kiedyś ten koniec świata?

— To był zbiór totalnie abstrakcyjnych miejsc — Ameryka Południowa, Patagodnia, Afryka, Japonia.

A dzisiaj?

— Pod tym względem nic mi się nie zmieniło. Ale koniec świata dla każdego to inne miejsce. Napisał do mnie chłopak, że jest sparaliżowany i leży w łóżku. Załamał się i nie widzi sensu życia. Ale zobaczył w telewizji jak wędruję z innymi niepełnosprawnymi — zobaczył ludzi podobnych do siebie. I postanowił wstać z łóżka i dojść na swój koniec świata. Gdzie? Do umywalki, by umyć się o własnych siłach. To jest jego koniec świata, to jest jego Kilimandżaro. Ale wiesz, koniec świata naprawdę jest tam, gdzie widać horyzont. Gdy już się tam dojdzie, koniec świata nadal jest tam, gdzie rozciąga się horyzont. Jest wciąż przed nami — można tam dojść nawet spacerkiem. Krok po kroku — wystarczy chcieć.

A wypadek był dla ciebie końcem świata?

— Był odmienieniem mojego świata. Na początku był to cios, oczywiście. Straciłem wiarę w siebie i w ogóle wiarę w to, że mogę być w życiu szczęśliwy. Wyobrażałem sobie przyszłość... Może chciałbym być strażakiem. Ale jakim? Stary, nie masz ręki, nie masz nogi! Jakim strażakiem? Co ty chrzanisz?

Ale pojawił się Marek Kamiński. Przez przypadek?
— Trochę tak. Marek dowiedział się o moim wypadku, a moja mama zaprosiła go do mnie do szpitala. By po prostu ze mną porozmawiał. A dlaczego akurat on? Może dlatego, że jest osobą, która wiele rzeczy w życiu osiągnęła. Miał opowiedzieć mi nie tylko o tym, co osiągnął, ale miał pokazać mi, do czego doprowadziła go ciężka wędrówka. Mnie przecież też czekała taka droga. Marek stał się dla mnie metaforą. Musiałem się przecież nauczyć żyć jako osoba niepełnosprawna — to chyba najtrudniejsza moja życiowa wyprawa.

Z czym walczyłeś podczas tej wędrówki?
— Z psychiką. Musiałem się zaakceptować, a miałem wtedy 13 lat! To był czas, kiedy dzieciak potrzebuje akceptacji. Wtedy bardzo łatwo dostrzega się u siebie coś, co jest inne. A to nosek krzywy, a to jakiś pryszcz. Człowiek ma taką głupią potrzebę udowodnienia sobie tego, że jest niedoskonały. A kiedy stałem się osobą niepełnosprawną, miałem na to niezbite dowody. Jestem inny? Jestem! I jak tu się zaakceptować? Przykład? Chcę iść na basen... Ale jak? Nie mam ręki i nogi — każdy zwróci na mnie uwagę! Każdy będzie się gapił. Teraz do tego przywykłem, bo wiem, że nie można żyć w klatce. Człowiek jest uzależniony od opinii innych, że gotów jest zwariować. Dlatego trzeba wierzyć w siebie, a nie patrzeć na innych.

Długo dochodziłeś do wiary w siebie?
— Trwało to trochę, to takie ziarnko do ziarnka. Ale wiele zawdzięczam Markowi Kamińskiemu, który znienacka zaproponował mi wyprawę na biegun. Zaskoczyło mnie to bardzo i zacząłem się zastanawiać. Iść, nie iść? Bałem się bardzo, ale pomyślałem, że muszę spróbować. Życie dało mi szansę i jeżeli wtedy powiedziałbym „nie”, to znaczyłoby, że boję się spróbować. Jasne, myślałem, że może mi się nie udać. Cały czas miałem w głowie myśli, że spróbowanie, nie oznacza sukcesu. Lepiej — szanse na powodzenie były wtedy w mojej głowie małe! Ale wziąłem się w garść, bo głupotą było niewykorzystanie tej sytuacji. Miałbym sobie do zarzucenia, że nie spróbowałem. Gdyby się nie udało, pomyślałbym sobie: cóż, próbowałem, trudno. Ale szedłem, dochodziłem... W końcu doszedłem.

Czyli im bliżej bieguna, tym bliżej pewności siebie.
— Tak. Krok po kroku. W czasie wyprawy walczyłem ze sobą jednak w innym aspekcie niż wcześniej. Na pierwszym planie nie było już nauki umiejętności manualnych. To właściwie miałem już za sobą. Wiele do powiedzenia miała zaś specyfika miejsca — Arktyka, zimno, śnieg, wiatr, trud wędrówki. I wyobraź sobie, że nigdy nie marzyłem, by iść na biegun. Niewiele wiedziałem o takich miejscach. Ale zdecydowałem się. Nie było to przyjemne, ale podróż pomogła mi przekroczyć granice wewnątrz siebie. Dlatego teraz ja zachęcam do podróży innych. Prowadzę fundację i wpieram osoby niepełnosprawne w realizacji ich marzeń.

Czujesz się dla nich Markiem Kamińskim?
— Czuję się kimś takim, kto dzieli się tym, co ma — tym co dostał od innych, w dużej mierze od Marka Kamińskiego. Dostając od kogoś nadzieję, dostajemy misję niesienia jej dalej. Jeżeli człowiek zamyka się i nie dzieli się swoim doświadczeniem, marnuje swoje życie. I co mu z tego doświadczenia? Dlatego uważam, że warto otwierać się na innych — także w taki sposób jak organizowanie wspólnych wypraw.

Dzisiaj żadna podróż ci nie straszna. Uwielbiasz jeździć autostopem!
— Oj, kocham autostop! Ostatnio byłem na Litwie. To sposób podróży, dzięki któremu poznaję mnóstwo ludzi.

A jesteś rozpoznawalny?
— Nie, raczej nie. Bardzo rzadko i cieszę się z tego. Wyobraź sobie, że nagle ni stąd ni zowąd budzisz się i wyglądasz jak Sylwester Stallone. Idziesz do spożywczaka do pomidory i widzisz panią ekspedientkę: Rany boskie, Rambo idzie! Albo wpadasz do kina, a ludzie: Rocky przyszedł! No po prostu przekichane być takim Rombo w polskich wioskach. To straszne być rozpoznawalnym. Chcę pomagać ludziom, a nie wystawiać się na pokaz.

Wesprzyj:
Fundacja Jasia Meli: POZA HORYZONTY


15 komentarzy:

  1. Świetny wywiad. :)
    Miałam szczęście osobiście posłuchać Jaśka. Mówił o tym samym, co tutaj. Myślę, że to fantastyczny człowiek, który zasługuje na szczęście, radość i miłość i jestem przekonana, że właśnie to wszystko otrzyma. :)

    Pozdrawiam,
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. A czemu nikt nie pisze jak Mela został kaleką? Świadomie dotknął zabezpieczonych przewodów elektrycznych. Nagradzamy głupotę proszę państwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałbyś być na jego miejscu....może nie jest to miłe i nikt nie chce przypominać mu o tym co było tylko o tym co jest....jego wypadek to przypadek o którym zadecydował los a nie On Sam ...Podziwiam Go !!!:)

      Usuń
    2. To nie było świadome , on niczego nie dotykał po prostu miał mokre ciuchy, nie trzeba niczego dotykać żeby przeszedł przez człowiek prąd !

      Usuń
  3. jestem pod wielkim wrażeniem, to fantastyczny i mądry chłopak, aż miło poczytać wywiady z nim. Oby więcej tak pozytywnych ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasiek naprawde jesteś dla nas wielkim autorytetem! Dziękujemy ci;*

    OdpowiedzUsuń
  5. wzrusza i napawa optymizmen Twoja historia,,, mówia, ze Pan Bóz zamyka drzwi, by otworzyć wrota,,, wiem że jestes stworzony do rzeczy wielkich i jeszcze nie raz o Tobie usłyszymy. ściskam serdecznie i jak będę mogła wesprę Twoja fundację:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio też miałam okazję spotkać się z Jaśkiem. Kiedy tak opowiada o swoim losie, to widać, że naprawdę jest człowiekiem godnym poszanowania. Od teraz jest moją ostoją. Kiedy chcę się poddać mówię, że jeżeli Janek tego nie zrobił, to ja też nie mogę- a gdy upadnę, podnoszę się i idę dalej...

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest coś fascynującego.!
    brak słów;)

    można powiedzieć tylko gratulacje;) i życzyć następnych sukcesów;))
    pozdrawiam;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakis osiol pisze,ze
    Jasiek zostal kaleka poniewaz swiadomie dotknal przewodow elektrycznych.Przede wszystkim nie kaleka lecz osoba niepelnosprawna.To po pierwsze.Po drugie zrobil to jako dziecko a czy osiol piszacy powyzszy komentarz nie robil jako dziecko czegos czego by teraz nie zrobil?Nikt tu nie nagradza glupoty tylko podziwia Jasia za to co osiagnal jako osoba niepelnosrawna. Ten kto to wypisywal pewnie w polowie by tego nie dokonal. Wyrazy uznania.Oby tak dalej.Zycze kolejnych sukcesow.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ludzie tacy jak Jasiu Mela otwieraja na nowo serce.Budza wiare i przypominaja o tym, o czym czesto zapomina sie w trudnym czasie.Nie wiem jak wyrazic wdziecznosc za to,ze podjeli sie walki z tym co zabija radosc zycia.Pokazali mnie i tak wielu ludziom,ze istnieje inne rozwiazanie.Trzymam za Was kciuki gdziekolwiek idziecie(doslownie i w przenosni)Wiele szczescia, a dla Jasia w szczegolnosci zycze spelnienia w zyciu osobistym.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jasiu, bardzo Ci dziękuję za to, co robisz. Uczę się pokonywać swoje bariery, a Ty mnie zachęcasz, by się nie poddawać. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Chylę czoła przed Tobą Chłopaku.

    OdpowiedzUsuń
  12. JASIEK TO TĘPY CHUUUUUJ NIKT GO NIE KOCHA

    OdpowiedzUsuń