Krótko. Kasia Groniec zaśpiewała w Olsztynie, a ja byłam, widziałam i teraz uprzejmie donoszę. Artystka nie tylko śpiewa, ale i tryska humorem!
Myszka. Tak, na koncercie pojawia się myszka, która wskakuje na wielki kubik nazywany w mojej głowie amboną. Wyjmuje malutki długopis, równie malutką karteczkę i prosi Kaśkę Groniec o autograf. Nie słyszy sprzeciwu — jedynie wielkie sapnięcie, bo na tak małym skrawku papieru trudno napisać: miłej myszce, Kasia. Myszce dedykacja jednak się nie podoba. Krzywi się, zadziera nawet nosa! Powód dąsu? Kaśka zygzakiem weszła na margines. Przeprosiny na nic, myszka się obraża.
Odbiło mi? Ależ nie! To tylko opis fragmentu koncertu Katarzyna Groniec. Bo Kaśka poza talentem wokalnym (oj, gigant!) ma wielki talent aktorski. I poczucie humoru. Widać to na naszych wspólnych zdjęciach, że nie jest czarną plamą w świetle reflektorów. Jest fantastyczna i kto był na jej recitalu, ten wie.
Najpierw na scenę wychodzą muzycy. Ten od klawiszy i ten od strun — pięciu, czyli od basu. Mają na sobie koszulki z twarzą Kaśki, która zdobi okładkę najnowszej płyty „Listy Julii”. (Tu powinno być miejsce na reklamę i jest, bo płyta zasługuje na wyraz szacunku i drobny pean.) Po chwili wychodzi ona — oczywiście bosa. Nie dodałam, że i panowie nawet skarpetek nie naciągnęli na stopy. Sceniczna trójka ma więc wspólny mianownik. Ba — nie tylko ten! Również i ona ma koszulkę z nadrukiem — z licem E.T. Skoro faceci mają Groniec na piersi, którego więc z tych utalentowanych muzyków ma Kasia na swoich sutkach? Nie odgaduję. Panowie zachwycają, a moją uwagę przyciąga przede wszystkim pianista. Bije w klawisze jak opętany, a nawet śpiewa delikatnym głosem. Publiczność kołysze się w wyobraźni, Kasia się zamyśla i puka palcem w ambonę. W ten sposób wybija rytm serca. Ja się uśmiecham.
Piosenka za piosenką, ani słowa „między wierszami”, czyli gadania do mikrofonu. Są „Listy Julii”, są kawałki kabaretowe, liryczne, jest też wspomniana już myszka. Widownia się uśmiecha. Piękne to jest — każdy zaokrągla usta w rogal. A wystarczy wystawić nos za scenę — pognać gdzieś wzrokiem do centrum. Oj, jacy tam ludzie smutni i zabiegani. Oj, jak oni gubią czas i jak im radość przecieka przez palce.
Jest też chwila, gdy Kaśka udaje bigotkę, podciąga spodnie wysoko za kolana, łapie się za krok i wychyla przed siebie brodę. Garbi się przy tym niezgrabnie, ale tak właśnie ma wyglądać. Znowu wszyscy szczęśliwi. Boże, jak ludziom mało trzeba — wystarczy zrobić z siebie idiotkę, a już wszyscy szaleją. Ale przyznać trzeba, że nie każdy potrafi być idiotką z klasą. Kaśka Groniec jest w tym fantastyczna i fenomenalna. Czy to komplement? Jasne, że tak! Artysta na scenie musi być niebanalny. Musi też kokietować — i to w taki sposób, aby chciało się o tym opowiadać i pisać. Ja tę chęć w tej chwili czuję. O!
Głos silny jak dzwon — taki właśnie ma pani, o której tak wylewnie piszę. Pani ta potrafi też być subtelna w swoim śpiewaniu, a często nawet i śmieszna. Ale o tym już było piętro wyżej.
Przyglądam się jej podczas śpiewania. Nie gania po scenie, jest spokojna, dużo siedzi, ale w środku aż jej się gotuje. Spoglądam na place u stóp — wyginają się tu i tam. To dowód na to, że z ustami muzykuje również każda żyłka, nerka, wątroba i serce. Turbodymomen nie mógłby zawstydzić Kaśki — nie potrafiłby. To też komplement. Dowcip i komplement.
Lubię to jej zaangażowanie. Lubię interpretację jej tekstów do muzyki. Lubię to jej zgranie z muzykami. Tak na „raz dwa trzy”. Mówią na to profesjonalizm. A ja powiem — talent, za który DZIĘKI.
Po koncercie sznur. Tłum bierze przykład z myszki i prosi o dedykacje. Człowiek jednak tym różni się od myszki, że łaknie Kaśki, jej podpisu i skromności. Kaśka się uśmiecha, nikomu nie odmawia — nawet panu, który przynosi całą dyskografię z hasłem GRONIEC w tytule, kilka albumów, zdjęć i Bóg wie co jeszcze. Hurtowo bierze podpisy, a wszyscy oczom nie wierzą. Zachłanny? Kolekcjoner? Miłośnik? Gronkowiec?
Pojawiają się też ludzie z Częstochowy. Jeżdżą za Kaśką z koncertu na koncert. Piękne. Będą mieli co wspominać na stare lata. I trochę im tej pasji zazdroszczę — nadszarpują moją żyłkę podróżnika, wariatki i sentymentalnej gaduły.
Koncert odbył się 10 listopada 2009 roku w Olsztynie. Promował płytę "Listy Julii".
Przeczytaj mój wywiad zapowiadający koncert:
Groniec: Każda trąbka na wagę złota
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz