środa, 18 listopada 2009

Kozidrak: Wkładam serce w obiad

— Tańczyłam przez siedem lat w ognisku baletowym i nie myślałam wcale o śpiewaniu — przyznaje Beata Kozidrak, wokalistka zespołu Bajm. — Ale poczułam nagle, że muszę śpiewać. Powołanie?


Przyznaję się bez bicia, że nie pałam uczuciem do Bajmu. Stare kawałki i owszem — mają klimat, energię. A nowe? Brzmią jak kopie samych siebie. A może tylko mi się tak wydaje? Beata Kozidrak jednak nie zmienia się nic a nic. Przyznam, że byłą to pierwsza gwiazda, z jaką miałam do czynienia. Kiedyś — dobrych kilka lat temu — Bajm koncertował w Olsztynie. A że byłam dziecięcym łowcą autografów, więc wbiłam się za kulisy. Beata siedziała w samochodzie, na tylnym siedzeniu. Drzwi były otwarte, więc wskoczyłam do auta i siadłam koło niej. Za mną — pomyślcie, za berbeciem — wpakował się facet z kamerą i filmował. Przez pół miesiąca nie mogłam się opędzić od komentarzy: widziałem cię w telewizji...

Autograf zgubiłam.

Wzrusza się pani na koncertach...
— Zdarzają się takie momenty. Kiedy widzę reakcję publiczności na to, w jaki sposób i o czym śpiewam, nie mogę powstrzymać łez. To akurat tylko ja mogę zobaczyć stojąc na scenie. Widzę szalejący tłum, szczęśliwy i uśmiechnięty. Jestem uczestniczką tego wydarzenia.

Uczestniczką? Pani tworzy taką atmosferę!
— Tworzę również... Udzielają mi się wszystkie emocje. Jestem wtedy szczęśliwa, że napisałam piosenki, które trafiają do ludzi. To coś ode mnie dla wszystkich, którym z moją muzyką jest dobrze.

Czyli „nie odnajdzie nas ta sama chwila”.
— Dokładnie! Moje piosenki mają proste teksty, ale przecież z tego składa się nasze życie — nasze problemy, nasze radości. Ja o tym właśnie śpiewam. To nie jest wielka filozofia, ale coś, co jest bliskie sercu i skórze każdego.

Może inaczej — coś, co jest prawdziwe...
— Tak, jestem prawdziwa! Wzruszam się, kiedy jestem szczęśliwa, a kiedy jestem zła, przeklinam.

A kiedy pani przeklina?
— Kiedy jestem zdenerwowana. Zdarza mi się przekląć, gdy mi się coś nie udaje. Czasami też powiem mocniejsze słowo, gdy ktoś mnie nie słucha — w pracy na przykład. W domu natomiast tego nie robię, bo nie mam powodów.

A miała pani nieudane koncerty, że tylko siąść i... kląć jak szewc?
— Nie, akurat mam takie szczęście, że nie. Staram się jednak być przyjazna i podchodzę do ludzi z uśmiechem. Ale generalnie — jak powiedziałam wcześniej — jestem osobą szczerą i tak się zachowuję.

A co panią wzrusza?
— Tragedie zawsze mnie wzruszają. Jeśli ktoś młody, zdolny i pełen życia odchodzi, to smuci. Człowiek się wtedy zastanawia: co jest grane? Czasami nawet trudno sobie wyobrazić takie sytuacje. Różne myśli przychodzą do głowy. Wzruszające mogą być również filmy, książki i piosenki — chociaż te ostatnio rzadziej.

Nie wzrusza panią muzyka? Czyżby brakowało w eterze wartościowych dźwięków?
— Nie ma wyjścia i trzeba słuchać tego, co dają nam media. Uciec od tego się nie da. Ale są też inne możliwości słuchania muzyki, dzięki którym możemy wzbogacić się muzycznie. Można przecież kupić sobie bardzo ciekawą płytę z niszową muzyką i posłuchać tego, co artysta ma do zaproponowania. W radiu takiej muzyki nie słuchać. Nawet wiele moich piosenek, które bardzo lubię, są w rozgłośniach rzadkością. Szkoda, zostaje kupić właśnie płytę. Ja jestem też w dobrej sytuacji, bo mam dwie córki, które cały czas podrzucają mi przyjemne produkcje.

Ba, jak się ma takie córki, przy których wygląda się jak ich koleżanka, nie dziwię się!
— O, dziękuję bardzo! Ale fakt jest faktem, że my to dwa pokolenia. Jednak w kwestiach muzyki cenię sobie ich zdanie — zwłaszcza mojej młodszej córki. Ona w tej chwili jest zafascynowana muzyką, a słucha różnej. Wchodzę w jej świat dźwięków, odkrywam wiele na nowo. Docierają do niej płyty naprawdę fascynujące, a dzięki temu i do mnie. Wchodzę więc w jej świat, którym ona się fascynuje. Ale Agatka bardzo interesuje się też modą i tym prawdopodobnie chciałaby się zająć w przyszłości. Interesują więc nas dwa światy — muzyka i moda. Dlatego mam z córką świetny kontakt. Muzyka i moda wiążą się ze sobą — to sztuka przecież.

Czyli uczy się pani od córki.

— Człowiek uczy się przez całe życie! Jeśli tego nie robi, współczuję. Młodzi ludzie mają wiele energii, bo są spontaniczni, pomysłowi i otwarci na świat. Trzeba z nich czerpać jak najwięcej.

Inne pokolenie, w innych czasach wychowane...
— Tak, moje córki to inne pokolenie mentalnie, ale serce mają takie same.

A pamięta pani kim chciała zostać, gdy była małą dziewczynką?

— Chciałam zostać baletnicą. Tańczyłam przez siedem lat w ognisku baletowym i nie myślałam wcale o śpiewaniu. Muzyką zaczęłam się interesować, gdy byłam w wieku mojej Agatki. Poczułam nagle, że muszę śpiewać. Powołanie? Może i tak. Cieszę się, że robię w życiu to, co kocham. Czas płynie, a ja wciąż mogę się realizować. Moje koncerty się zmieniają — inne czasy, ja bogatsza w doświadczenia.

Zmiany są zauważalne. Kiedyś Bajm był bardziej rockowy, dziś jest melancholijny.
— Wystarczy przyjść na koncert, żeby się przekonać, że nadal jesteśmy rockowi. Czasami dobór singli dla stacji radiowych powoduje to, jak jesteśmy spostrzegani.

Rodzina to pani siła — śpiewające córki, mąż meneger. Praca nie niszczy życia prywatnego?
— Rodzina daje siłę, święta prawda. I to mój największy sukces, że mogę godzić życie prywatne z zawodowym. Dumna jestem też z tego, że Bajm istnieje trzydzieści lat. Chyba niewiele jest takich grup na świecie, które tak długo istnieją i cały czas są na topie. My wciąż nagrywamy nowe płyty i koncertujemy. Wciąż mamy w sobie wiele energii.

Ale nie przenosicie pracy do domu?
— To wielka umiejętność, by móc się odłączyć od muzyki. W moim przypadku to jest właściwie niemożliwe. Nauczyłam się jednak jak z tym żyć. Relaksuję się w rożny sposób — na przykład w kuchni.

Jaki więc specjał ma Beata Kozidrak?
— Nie mam jednego! Lubię gotować, kiedy mam czas. Wtedy wkładam serce w gotowanie, bo kuchnia to tez sztuka. Wszystko, co zrobię, jest dobre. I przynajmniej moje jedzenie jest nie tylko smaczne, ale i zdrowe! Od tylu lat jeżdżę po Polsce i wiem, że jedzenie restauracyjne nie zawsze jest strawne.

Pewnie jadała też pani rybki na Warmii i Mazurach.

— Niestety rzadko u was bywam.

Jeziora panią nie pociągają?
— Był kiedyś taki moment, że pociągały i to bardzo, ale wakacje w Polsce są chłodne. Uwielbiam wyjeżdżać tam, gdzie jest dużo słońca.

Czyli Hiszpania?
— Stanowczo wolę ciepłe kraje. Gdyby w Polsce była taka temperatura, jaka mi się marzy, byłoby wspaniale. I Ale jeszcze wszystko przed nami. Być może z mężem będziemy jeszcze u was łowić ryby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz