piątek, 1 maja 2009

Unia Europejska na piątkę?

1 maja świętem pracy? Dzisiaj już nie. Świętujemy wstąpienie do Unii Europejskiej. Ale czy mamy powód do radości?

Anonimowy dziadek stał się moim bohaterem. Wypowiedział się w sondzie dla „Faktów” i powiedział, co wiedział. Rzecz tyczyła się Unii Europejskiej i jakże ważnego jubileuszu – polskiej pięciolatki w jej strukturach.

Dziennikarz TVN okazał się człowiekiem zaskakującym. Wziął chłopa z marszu – jak to w sondzie – i zadał pytanie. Przemyślane? Nieistotne. Odpowiedź starszego pana właśnie bez owego przemyślania jest puentą tak hucznie wielbionej Unii Europejskiej.

Dziennikarz: Jak się panu mieszka w Unii Europejskiej?
Dziadek: Panie, w jakiej Unii? Jak w Białymstoku mieszkam! A jak? Mam dziadową rentę, więc jak ma mi się mieszkać? Co mi Unia dała? Nic nie dała.

Otóż to. W Unii Polak nie ma rewelacyjnego życia. Przede wszystkim ten starszy Polak. W Olsztynie tym bardziej. Wczoraj redakcyjna koleżanka K. chciała się zarejestrować do gastrologa. Pognała rano do przychodni, by się zapisać. Wraz z nią przyszła babinka. Na zegarze wybiła ósma. Babinka usadowiła się na krzesełku przy okienku i pociągnęła nosem. A koleżanka K. podeszła do pani okienkowej i przystąpiła do zapisu na godzinę. A tu zonk! Rejestracja zaczyna się o piętnastej. Pielęgniara wzruszyła tylko ramionami na znak, że takie są przepisy. Unijne przepisy. Jedynie babinka zareagowała. Rzekła do koleżanki K., by siadła na krzesełku obok. Bo tak wygląda punkt pierwszy rejestracji. Właściwie drugi, bo ten pierwszy to: przyjść o ósmej rano. Punkt kolejny: czekać do piętnastej!

- Niech pani zostanie ze mną – babinka zachęcała koleżankę K.
- Ależ ja muszę do pracy! – koleżanka K. w szoku.
- Hm. Ja tam siedzę. Inaczek się nie zarejestruję…

Koleżanka K. przychodzi do pracy i opowiada, że komunistyczne kolejki są wciąż w modzie. Nie za baleronem, ale za numerkiem do lekarza. Niby inne czasy, ale system ten sam.

- I ta babcia nawet żadnej książki nie wzięła ze sobą, różańca nawet – koleżanka K. nie może pojąć, że można tak pół dnia siedzieć bezczynnie.

A ja sobie myślę – a po co babince książka, skoro mieszka w Unii?

Przeczytaj:
Unijne absurdy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz