Puściłam się na głębokie wody... No, może nie takie głębokie, ale Kanał Elbląski głębokie korzenie ma na pewno. By wybudować system pochylni, ich konstruktor musiał czekać 20 lat. Ja przepłynęłam kanał w 11 godzin. Mówią, że to cud Polski. Ja wiem, że to ewenement na skalę światową.
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Zawsze ciągnęło mnie gdzieś daleko, a tym razem — z okazji majowego weekendu — wybrałam się w rejs Kanałem Elbląskim.
Ach, było fantastycznie! Nie to, że dziewicza przyroda, nie to, że czyste powietrze, to przede wszystkim malownicze brzegi zamieszkałe przez ptactwo i zwierzynę leśną. Główną atrakcją jest też jedyny na świecie funkcjonujący system pochylni. Wykorzystują one napęd wodny i dzięki temu statki przemieszczają po lądzie w górę lub w dół — zależnie od kierunku rejsu. Dzieje się to dzięki szynowym urządzeniom wyciągowym napędzanym mechanicznie siłą przepływu wody. Genialne, prawda?
Kanał Elbląski jest unikalnym systemem wodnym łączącym kilka zachodniomazurskich jezior z Zalewem Wiślanym. Jego oryginalność polega na pokonywaniu przez statek naturalnie występującej w tym regionie 100-metrowej różnicy poziomów wody. Nic mu nie straszne — daje radę właśnie dzięki systemowi śluz i pochylni.
Ten światowej klasy zabytek sztuki hydrotechnicznej został zaprojektowany przez holenderskiego inżyniera Jakoba Georga Steenke na początku XIX wieku. Facet miał połączyć Prusy Wschodnie z Bałtykiem. Wymyślił, ale... prawie 20 lat czekał na rozpoczęcie budowy. Ta jednak trwała już znacznie krócej — tylko 8 lat.
Kanał Elbląski znalazł się na liście Siedmiu Cudów Polski — tuż obok Kopalni Soli w Wieliczce, zamku w Malborku i katedry na Wawelu.
Kanał liczy 83,3 km. Cały rejs trwa 11 godzin. Co widziałam, podaję w ruchomym obrazku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz