sobota, 30 maja 2009

Czarujący Czarek

Takiej talii zazdroszczą mu wszyscy. Nawet dziewczyny. Czarek Dobrowolski jest magikiem amatorem i z kart potrafi wyczarować cuda. Potrafi zwędzić też butelkę wina — nawet jak ludzie patrzą mu na ręce. Znajomi już się nie dziwią. Mówią: on tak ma.


Jak poderwać dziewczynę? Wystarczy ją oczarować. Czarek Dobrowolski z Olsztyna ma na to sposób — używa magii.
— Podchodzę i zaczynam rozmawiać — opowiada chłopak. — Niby nic? Proszę o papierosa, ale go nie palę. Zaczynam czarować. Papieros znika w nosie, w uchu albo lewituje. Ludzie się dziwią: co to za koleś? Co on wyprawia? Najczęściej łapią bakcyla i chcą, bym pokazywał więcej. Nie sprzeciwiam się, działam. Wyjmuję karty i proszę dziewczynę, która w padła mi w oko, by wybrała jedną. By włożyła ją ponownie do talii. I co dalej się dzieje? Trzymam ręce nad kartami, a te same poruszają się i rozsuwają na pół. Pośrodku pojawia się wybrana karta. Dziewczyna jest w szoku, a ja mam u niej plus!

Zwinne palce.

Zaczęło się od programu „Lato z czarodziejem”. Czarek miał kilka lat i zafascynował się tym, co dzieje się na ekranie telewizora.
— Podpatrywałem proste triki, uczyłem się ich po swojemu i jakoś mi wychodziło — wspomina magik. — Ale w pewnym momencie zaprzestałem sztuczek. Miałem przerwę aż do pierwszego roku studiów. Spory przestój, prawda? Ale obejrzałem jakiś film i pasja wróciła. I trwa, trwa, trwa. Wiedzę czerpię z internetu. Co i raz pojawiają się nowe sztuczki, a ja próbuję rozgryźć ich tajemnicę. To dla mnie najlepsza szkoła. Znam wtedy wszystkie triki od podszewki. Hobby pochłonęło mnie całkowicie. Karty mnie kręcą, bo w sztuczkach z nimi liczy się zręczność dłoni. Triki zazwyczaj są banalne, ale bez wyćwiczonych palców nic ciekawego nie da się zrobić. Trening czyni mistrza! Dlatego każdą wolną chwilę poświęcam na naukę. Nawet w pracy, a jestem doradcą na infolinii. Mam wolne ręce, więc ćwiczę. Znajomi już się nie dziwią. Mówią: on tak ma. Inaczej reagują ludzie, którzy widzą mnie pierwszy raz.

Zaskakujący trik.
Czarek czaruje zazwyczaj w pubach. Lubi kameralną publiczność i to, że ludzie patrzą mu na ręce. To zmusza go do wytężonej pracy. Nie może się przecież zdradzić, że coś nie wychodzi.
— Ale zdarza się i tak — podkreśla iluzjonista. — Robię jakiś trik, ktoś wybiera sobie kartę, zapamiętuję ją, a potem tasuję talię. Mam wyjąć tę wybraną kartę, a znajduję inną. Pech, ludzie żartują, że czar prysł, a ja się z nimi zgadzam. Miała być karta? Miała. Nie ma? Cała zabawa polega jednak na tym, że jest w kieszeni osoby, która bawi się ze mną. Magia? Najprawdziwsza! Ludzie nie mogą ode mnie oderwać wzroku. Mam ich w garści. Raz nawet udało mi się podwędzić stojącą na stole butelkę wina. Nikt nie zauważył, że zniknęła. Pokazywałem wtedy sztuczki z chustą i tak odwróciłem uwagę, że butelka — pach — zniknęła. Nie używam jednak magii do oszukiwania. Ani w sklepach, ani w urzędach. Hobby służy mi tylko do tego, by sprawiać radość. I sobie, i wszystkim, którzy patrzą mi na ręce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz