Pamiętam swoje pierwsze zajęcia na dziennikarstwie. Belfer zapytał: dlaczego zdecydowaliście się na ten kierunek?
— Bo chcę być gwiazdą mediów.
— Gwiazdą? – belfer złapał się za głowę.
— Tak jak Tomasz Lis.
— Ja chcę podróżować po świecie i pracować dla National Geographic.
— Ja mogę robić jakieś odjechanie talk-show. Jak Kuba Wojewódzki.
— A ja chcę pisać — padło na mnie. — Kończę filologię polską, a dziennikarstwo uważam za dodatkowy fakultet, a nie kierunek po maturze, kiedy wie się wiele, a tak naprawdę nic.
Zostałam wrogiem wszystkich dziennikarzy-maturzystów. Chcieli być Tomaszami Lisami, a w jednej chwili zostali ujednoliceni, zdeptani, opluci — i to przeze mnie. Przez polonistkę, absolwentkę studiów bez przyszłości. Przez starszą o pięć lat mądralę. Przecież dziennikarstwo to okno na świat. Przecież w tych czasach zawód dziennikarza to pępek świata! Wszystko wie, ma świetne wejścia — przede wszystkim na antenę. Tak o dziennikarstwie dyskutowali maturzyści. A ja myślałam wówczas — dziennikarstwo to nie zawód dla dzieci.
Studiowałam trzy lata na UWM. Maturzystów ubywało — nie dawali rady. Nie chcieli w przyszłości pisać o dziurawych asfaltach. Nie chcieli też poznawać historii gospodarczej świata ani kultury języka polskiego. Nuda. Potrzeba „Lisowania” była silna, a studia nie mogły im tego zapewnić. Podcinały wręcz skrzydła. Za mało im było warsztatów. Za mało publikacji. Za mało gwiazdorstwa. Za mało możliwości. Pięcie się w górę wyglądało jak wspinanie się na wierzchołek góry lodowej. Uczelnia nie dała odpowiedniego sprzętu (ani znajomości) i zamiast piąć się w górę, stało się w miejscu. Fakt, i ja czułam niedosyt. Dziennikarstwo to nie sama teoria. To praktyka. Ale studia to jednak świat zbudowany z książek. Dopiero po jakimś czasie można wystawić palec, by dotknąć rzeczywistości i zbadać — zgadza się z tym, co napisane w lekturach? Zgadza. Albo nie zgadza.
Dziennikarstwo to fantastyczne studia ogólnokształcące. Ciekawe, nowoczesne. Ba — bardzo medialne do tego. Ale nic po za tym. Studia te są dalekie od zawodowej rzeczywistości. Niestety nie dają nic poza wykształceniem wyższym. Potem zawodu trzeba uczyć się od początku.
„Gazeta studencka” — miesięcznik studentów UWM — poprosiła mnie o wywiad na temat dziennikarstwa. Zaczynałam w tym piśmie i jako jedna z niewielu osób z mojego roku pracuję w zawodzie. Młoda dziennikarka N. zadawała mi pytania tendencyjne. Padło też moje ulubione: jak się zaczęła pani przygoda z dziennikarstwem? Uśmiechnęłam się, bo nie jestem Indianą Jonesem, mimo iż praca dziennikarza jest pełna przygód.
Nie byłabym sobą, gdybym nie spytała młodziutkiej N. o powód wyboru kierunku studiów. Czy „Lisowanie” nadal przeważa? A może po kilku latach maturzyści z indeksami zmądrzeli?
Co mnie zachęciło? Ciężko odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Jest wiele czynników. Zaczynając studia nie myślałam o dziennikarstwie jako sposobie na życie. Mój kierunek to również komunikacja społeczna i na tej specjalności chciałam się skupić. Jednak, odkąd zaczęłam współpracować z „Gazetą Studencką”, stwierdziłam, że warto spróbować pracy jako dziennikarz. Nie wiem jeszcze, z czym będę wiązać swoją przyszłość, ale myślę poważnie o dziennikarstwie. Najbardziej "pociąga" mnie dziennikarstwo telewizyjne lub też praca w piśmie kobiecym. Moje marzenie to "Twój Styl".
Przeczytaj:
Czy studiować dziennikarstwo?
Po co studiować dziennikarstwo?
Prawda o studiach dziennikarskich
ależ my studenci jesteśmy śmieszni! tacy naiwni, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńsłyszałam od ludzi z tego przyszłościowego kierunku, którzy zaczęli od października studiować ze mną filologię polską, że samo dziennikarstwo nic nie daje - chyba, że ma się skończony jeszcze inny kierunek, albo współpracuje się z jakąś gazetą... oraz opinie, że dziennikarstwo studiuje się tylko dla papieru - "mam dyplom, nikt mi nie podskoczy"!
studenci dziennikarstwa marzą o pracy w stacji tvn, a polonistyki, żeby tylko nie zostać nauczycielem! trochę żal tej naszej naiwności... :)
Pozdrawiam!
Joanna J.
Też nie chciałam zostać nauczycielem... A kiedyś był to taki wartościowy i szanowany zawód.
OdpowiedzUsuńTo prawda... wystarczy posłuchać z jakim szacunkiem starsi ludzie wypowiadają się o swoich nauczycielach.
OdpowiedzUsuńGdyby musiała Pani za 4 lata wysłać pociechę do szkoły, to mogę śmiało polecić kilka nazwisk ;-)
Joanna J.
Ale czy za cztery lata te nazwiska nadal będą godne polecenia? Życie zweryfikuje. Rzeczywistość zweryfikuje. Podobno nauczyciele powinni mieć miękkie serca. A mówi się: kto ma miękkie serce, musi mieć twardy tyłek. Ale czy z twardą pupą nauczyciel będzie nadal dobrym nauczycielem?
OdpowiedzUsuń"Ciężko odpowiedzieć(...)"- Chyba trudno odpowiedzieć, bo ciężkie to mogą być walizki. Taka mała uwaga:)
OdpowiedzUsuń