Nawet darmozjad może okazać się bohaterem. O „Samobójcy”, spektaklu dyplomowym słuchaczy olsztyńskiego Studium Aktorskiego przy Teatrze Jaracza, w reż. Giovanniego Castellanosa słów kilka.
Ile osób dzisiaj chciałoby włożyć sobie lufę pistoletu do ust i nacisnąć spust? Ile osób chciałoby swoje marne życie zmienić na lepsze? Ile osób chciałoby znaleźć pracę? Świat się nie zmienia, zmieniają się tylko czasy. Nie znalazł się jeszcze taki mądry, który rozwiązałby wszystkie problemy ludzkości. Bezrobocie wciąż wpędza ludzi w depresję i szaleństwo. Nie inaczej jest z Siemionowiczem Podsiekalnikowem. To marzyciel, który od roku żyje na utrzymaniu żony. To antybohater i antymężczyzna. Daleko mu do macho — w żonie nie widzi nawet kobiety, ale zaopatrzeniowca w pasztetową, którą wypycha sobie brzuch i zabija głód pożytku. Niby szuka pracy, ale więcej w tym gadania niż działania. Przykładem może być chęć nauki gry na helikonie. Sienia robi już plany, wylicza gaże za koncerty, ale… instrumentu brak. A gdy już dostaje upragniony sprzęt, poradnik nauki gry na helikonie każe mu kupić fortepian. Bo do wyjścia z kryzysu potrzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Ale tych nie ma nawet na jajka, żeby zrobić kogel-mogel.
Jak wyswobodzić się z tego marazmu? Zabić się. Najlepiej się zabić. I ten pomysł okazuje się trafiony. Na Sienię spada lawina fałszywych przyjaciół — każdy chce wykorzystać jego śmierć. Walczą o nią więc różne warstwy społeczne i polityczne. I tak pojawia się rycząca czterdziestka, czyli Kleopatra. Ten babsztyl — połączenie podstarzałej Shazzy i równie wiekowej Edyty Górniak — chce, aby bohater zabił się z miłości i pożądania do niej. Pojawia się też działacz polityczny chcący wybić się z szeregów partii. Dodać trzeba, że to niezwykle utalentowany polityk — śpiewa banalne piosenki, gra na gitarze i wygląda jak Michael Jackson. Pojawiają się też zgarbiony, ale jurny kupiec, rozdarty wewnętrznie pop i mizerny pisarz. Nie brakuje więc całej palety gwiazd — różnorodnych postaci. Wszystkie świetnie i dowcipnie zagrane — aż trudno uwierzyć, że to dyplomowy spektakl słuchaczy Studium Aktorskiego. Młodzi aktorzy radzą sobie świetnie i czują spektakl. Nie bez powodu Castellanos podkreślał przed premierą, że „Samobójca” to dla nich podwójny sprawdzian — nie tylko umiejętności aktorskich, ale i zderzenie z rzeczywistością. Młodzi niedługo wyjdą z inkubatora i staną oko w oko z brutalnym kapitalizmem. Ich cele, marzenia zostaną skonfrontowane z miliardem okoliczności, które utrudnią ich realizację. Na ile jednak wykorzystają swoje pięć minut?
Siemionowicz swój czas wykorzystuje. Z nieudacznika zmienia się w aroganckiego materialistę, lekceważącego tych, na których mógł polegać do tej pory. Szybko uczy się na swoich błędach i pada w ramiona nowych przyjaciół — równie interesownych jak on. Z kim się zadajesz, takim się stajesz. Spektakl nie tyle wskazuje problem bezsilności podszytej gniewem, ile obnaża małostkowość ludzi, którzy nie w miłości, przyjaźni i pomocy widzą sukces, ale idą — dosłownie — po trupach do celu.
Napisana w 1928 przez Nikołaja Erdmana roku tragikomedia opowiada o kryzysie, jakie dotknęło rosyjskie społeczeństwo w połowie lat 20. Jest też oskarżeniem sowieckiego systemu, w którym jednostka nie się liczy — chyba że umiera za tzw. słuszną sprawę. Castellanos ucieka od historycznego kontekstu sztuki i wskazuje na współczesny kryzys. Jego „Samobójca” mówi o „dzisiejszych niepotrzebnych” — takich, którzy z nieudaczników stają się niemymi dyktatorami. Nic to jednak nie zmienia — punkt wyjścia zostaje wciąż ten sam. Siemionowicz jest tylko odpadem kapitalizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz