piątek, 1 stycznia 2010

Kryszak: Odchudzanie w głowie

— W nowy rok rodzi się nadzieja. Umowna nadzieja — stwierdza Jerzy Kryszak. Z satyrykiem rozmawiam o noworocznych obietnicach. Warto czy nie warto obiecywać sobie poprawę?


Oj, panie Jerzy, panie Jerzy. A ja myślałam, że mi pan powie: „Ada, dawaj czadu! Obiecuj sobie, obiecuj! Nie ważne, że nie dotrzymasz słowa, grunt, że obiecałaś!” Ale jak się przyjrzeć bliżej, Jerzy Kryszak tak właśnie powiedział.

Za chwilę sylwester, potem fajerwerki, czyli idzie nowe. To świetny moment, aby obiecywać sobie zmiany na lepsze.
— Eee tam! Obiecujemy sobie Bóg wie co, a potem nie dotrzymujemy słowa. Ale to nie dotyczy jedynie Polaków. Tak ma cały ludzki rodzaj.

Znaczy, że jesteśmy leniwi?
— Mamy większe chęci niż możliwości realizacji. Tu działa nasza wyobraźnia, bo myślimy, jacy będziemy wspaniali. Wmawiamy sobie: od nowego roku nie będę palił, będę mniej jadł, nie będę robił tego i tamtego. Chcemy być lepsi w swoich oczach. Już samo postanowienie czyni nas lepszymi.

Tyle można sobie wmówić i już piórka rosną?
— No tak! Przez jakiś czas żyjemy w przekonaniu, że jesteśmy wspaniali, bo sobie obiecaliśmy, że tacy będziemy. Swoje postanowienia realizujemy przez miesiąc, góra dwa, a potem wszystko wraca do normy. Chcemy schudnąć? Proszę bardzo. Najpierw ćwiczmy namiętnie, potem co dwa dni, potem tylko przez dwie godziny w tygodniu, potem raz w miesiącu, a potem tylko w głowie i czekamy do kolejnego sylwestra, aby obiecać sobie poprawę. I potem znowu jesteśmy świetni, bo sobie obiecujemy, zacieramy ręce i czekamy aż z nas zejdzie powietrze.

Czyli robimy z siebie balona?

— Zawsze jest dobrze czekać na okazje, więc aż tak źle z nami nie jest.

A pan czeka na okazje?
— Nigdy. Nie próbuję sobie niczego obiecywać, bo i tak się nie zmienię, więc po co się oszukiwać? Poza tym nie uznaję, że koniec starego, a początek nowego roku to taka świetna data na zmiany. A w czym ona jest lepsza od innych? W tej chwili niczego bym nie zmienił. Dobrze mi jest ze sobą! (śmiech) Trzeba siebie zaakceptować i po kłopocie. Ale oczywiście jeśli jest się przestępcą, nie należy być nim nadal! O takiej akceptacji nie mówię. Ze złymi cechami powinniśmy walczyć mimo wszystko. Dlatego ja niczego bym w sobie nie zmienił, bo nie widzę powodu.

Na nowy rok można też sobie wytyczać cele.
— Też w takie rzeczy nie wierzę. Nowy rok niczego nie zmienia. Nie lubię też sylwestrowego wieczora, kiedy trzeba bawić się na siłę.

Pracuje pan tego dnia?
— Ależ nie! Wkurza mnie, że wszyscy umawiają się, że w tym czasie przykleją sobie uśmiech jak w amerykańskim filmie. A niby po co? Że nadzieja się rodzi? Tak, rodzi się nadzieja. Umowna nadzieja. Ale dla mnie takim samym dniem równie dobrze może być 1 marca.

Albo 1 kwietnia.
— A dlaczego nie? Każdy dzień jest dobry, żeby zmienić się i wytyczyć sobie cele. Niekoniecznie trzeba przechodzić metamorfozy w ten sztucznie nadęty nowy rok. Po co się męczyć na siłę?

I po co męczyć się z kacem, który nowy rok daje nam w prezencie?
— Kac? On boli najbardziej. Ze dwa w życiu przeżyłem i nie lubię wracać do tego samopoczucia. Ale zanim się umiera, widzi się rozchełstane, spocone krzyczące tłumy. To nie jest dla mnie. Ja zasiadłem z żoną przy smacznej kolacji i nie szalałem. Odpoczywałem. Niech inni szaleją i obiecują poprawę.

Zwłaszcza po pijaku wiele obiecujemy, a na kacu mamy inne zdanie.

— I właśnie tak z ludźmi jest, że obiecują, a wszystko idzie na manowce. To świetna puenta naszej mentalności i naszej rozmowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz