poniedziałek, 29 czerwca 2009

Karpiel-Bułecka: Górale piją z umiarem

— Bardzo lubię wasze wody. Czy wasze plaże też są zadeptywane jak nasze Krupówki? — pyta Sebastian Karpiel-Bułecka, lider grupy Zakopower. — Ale z wami pewnie jak z góralami — zawsze znajdziecie spokojnie miejsce na odpoczynek. My znamy Tatry, wy znacie jeziora.


Niespotykanie spokojny człowiek — tak widzi mi się Sebastian Karpiel-Bułecka. A może jest zmęczony mediami? Znudzony? Wokalista Zakopower tłumaczy się — i owszem — zmęczeniem po podróży. Twierdzi, że życie muzyka wcale nie jest takie łatwe. Kilometry dają w kość. Prawda czy fałsz? Ale nie odmawia rozmowy.

Góralu, jaka pogoda szykuje się nam na lato?
— Nie wiem, bo dziś górale przepowiadają pogodę z internetu. Radzę więc sprawdzać w sieci. Podobno się nie myli.

Góralu, a nie żal ci bacowych prognoz?
— Takie czasy.

A góral... Jaki to typ faceta?
— Każdy jest inny, więc nie mogę powiedzieć, że jest taki a taki. Na pewno pić, nie pije — jak głoszą stereotypy. Nie rozumiem nawet skąd się wzięło takie przekonanie. Żyję na Podhalu od lat i wiem, że górale ciężko pracują i nie mają czasu, by się upijać. Oczywiście — jak każdy człowiek — od czasu do czasu sięgają po kieliszek. Nie przekraczają jednak limitu. Górale to ludzie wrażliwi — głownie przez to, że żyją w takim, a nie innym miejscu. Natura ma wielki wpływ na naszą osobowość i charakter. Każdy, kto był w Zakopanem, wie, że góry bardzo uduchowiają. Trudno przejść koło nich obojętnie.

Ale góry są zadeptywane dziś przez turystów. Nie tracą przez to swojego ducha?
— Góry są od tego, by chodzić po nich od czasu do czasu. Gorzej z Krupówkami, które stają się perfidnie komercyjne. Jak grzyby po deszczu rosną tam nowe dziwne restauracje — jakiś góralburger albo baca mac. Nie rozumiem takich pomysłów. Nie wiem nawet, skąd takie rzeczy biorą się w ludzkich głowach. Ale są też fajne miejsca, które od wieków się nie zmieniają. Zakopane to nie same Krupówki.

Czyli?
— Mam swoje ulubione miejsca. Lubię zaszywać się tam, gdzie jest najmniej ludzi, ale takich to dziś ze świecą szukać. Jeśli już są, chodzenie tam jest niedozwolone. Muszę więc łamać przepisy. Ale turystom nie radzę tego robić. Góry trzeba znać, a nie tylko podziwiać. Ale jest wiele fajnych miejsc jak na przykład ulica Kościeliska. I proszę nie mylić z Kościeliskiem! Ja pochodzę z Kościeliska, a nie z ulicy Kościeliskiej! To też fantastyczne miejsce. Ale wróćmy do ulicy Kościeliskiej, którą śmiało można nazwać zakopiańską starówką. W tym miejscu tkwią korzenie Zakopanego. Tu wybudowano pierwszy kościół, sklep, restaurację, hotel i cmentarz. Tu są wspaniałe wille. Jeśli ktoś szuka prawdziwego Zakopanego, to go znajdzie. Trzeba się odrobinę wysilić, a nie podążać za przewodnikami. Na Krupówkach nie znajdzie się prawdziwego ducha gór.

Ale oscypki się znajdzie. Po czym poznać, że są prawdziwe, a nie oszukane?

— Wszędzie się znajdzie oscypki — nie tylko w Zakopanem, ale nawet nad morzem! (śmiech) Ale radzę kupować je bezpośrednio w bacówkach — wtedy na pewno będą oryginalne góralskie. Trzeba też wiedzieć, że dzisiaj nie robi się już oscypków tylko z mleka owczego. Górale łączą je z mlekiem krowim. Bo gdyby robić tylko z owczego — serki byłyby niesmaczne i tłuste. A po czym poznać, czy są prawdziwe, niepodrabiane? Niektórzy mówią, że prawdziwe muszą piszczeć, gdy się je gryzie. Ale to jest bujda! Oscypek musi przede wszystkim pachnieć dymem — musi być uwędzony. Często nieuczciwi sprzedawcy serów nie wędzą ich, tylko je czymś zabarwiają. Wtedy oscypki nie są smaczne i daleko im do smaku Zakopanego. Co na to wpływa? Apetyt turysty, który wszystko kupi.

A podobno górale nie ulegają wpływom...
— Zakopane zawsze było enklawą. Zawsze było gdzieś z boku. W dawnych czasach trudno tu było dotrzeć, bo miasto otaczały gęste lasy. Jak już ktoś tu przyszedł, był tak drogą zmęczony, że nie miał siły na nas wpływać. Górale są też wierni swojej tradycji, więc i siłą się ich od niej nie odgoni. Kochają ją tak bardzo, że ją pielęgnują. I chwała im za to! Bo co mamy bardziej wartościowego niż nasz kultura? Ale to, że tradycja na Podhalu jest wiecznie żywa, wiąże się też z przyjazdem turystów. Jest zapotrzebowanie, więc kultura rozkwita i przyciąga. Kiedy posłucha się muzyki góralskiej i zobaczy człowieka ubranego po góralsku — aż miło się robi, prawda? Kiedyś nawet po polsku nie przeklinaliśmy, ale po węgiersku. Kiedyś góry oddzielały nas od Austro-Węgrier, więc lokalna ludność przynosiła na Podhale przeróżne słownictwo. I dzisiaj z Zakopanego bliżej jest do Budapesztu niż do Warszawy. Od stolicy Węgier dzieli nas 300 kilometrów, a do naszej o sto więcej.

Ale mieszkasz w Warszawie...
— Tylko jak muszę... Kiedy nie muszę, uciekam w Zakopane. W górach lepiej się czuję — tu się urodziłem i wychowałem, więc ciągnie mnie do swego. Tu się odnajduję, a w Warszawie jest za duży ruch, by się wyciszyć. To wielkie miasto, więc ludzie nie mają czasu przystanąć. Przez ten wieczny pęd nie ma czasu na refleksje. A w górach jest cisza.

Jak i na Mazurach...
— Bardzo lubię wasze wody. Dawno u was nie byłem, więc z wielką przyjemnością przyjadę. Ale czy wasze plaże też są zadeptywane jak nasze Krupówki? Z wami pewnie jak z góralami — zawsze znajdziecie spokojnie miejsce na odpoczynek. My znamy Tatry, wy znacie jeziora.

Skąd się wziął twój przydomek rodowy: Bułecka?
— Przydomki zazwyczaj biorą się ze śmiesznych sytuacji. Moja prababcia leżała w szpitalu, a że w tamtych czasach na Podhalu była bieda, więc rodzina przynosiła jej bułeczki. Jej matka pracowała akurat w piekarni, więc prababcia codziennie jadała świeże pieczywo. Koleżanki z sali nazwała ją „bułecka” i to potem przylgnęło do całego rodu. I tak mamy do dziś.

1 komentarz:

  1. ale z tym Millenium to niezła ściema.. rozumiem, że kasa niezgorsza... ale jednak gość był jakiś... a teraz??? seba millenium karpiel bułecka? no cóż...

    OdpowiedzUsuń