czwartek, 11 lutego 2010

Pudzian: Pączek musi być normalny

— Pół tony pączków uniósłbym na pewno — zapewnia Mariusz Pudzianowski, siłacz. — Ale do tej pory pączki podnosiłem tylko do ust.


Z kim można porozmawiać o pączkach? Z największym człowiekiem w Polsce. Myślę, główkuję — pada na Pudziana. Smakowity kąsek na tłusty czwartek, prawda?

Mamy tłusty czwartek, więc palce lizać. Lubisz pączki?
— Aż tak z tym tłustym czwartkiem bym nie przesadzał! Ja robię go wtedy, kiedy mam ochotę, a nie czekam na dzień, kiedy wolno jeść pączki do woli.

A jakie pączki lubisz najbardziej?
— Normalne. Nie lubię cudaków — najlepsze są z budyniem albo z dżemem. O, z serem też lubię. Właściwie zawartość pączka nie ma dla mnie znaczenia. Smakują mi wszystkie — byleby były świeże i smaczne. A jak jest ciepławy, to wtedy apetyt rośnie mi w miarę jedzenia.

Ile zjadasz pączków za jednym zamachem?
— Nie liczę. Na ile mam ochotę, tyle zjadam. Serwuję sobie do tego karton mleka i potem klepię się po brzuchu. Pycha! Nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba.

To nie liczysz pączków?
— Czasami zjadam pięć, czasami dziesięć. Zależy od tego, czy jestem głodny, czy po obiedzie. Ale zazwyczaj — tak na przywitanie — pięć wchodzi we mnie lekko.

Ale jadasz kupione, czy może babcia piecze?
— Kiedyś, jak sięgam pamięcią, w domu były pieczone pączki i racuchy. Ale teraz każdy odbiega od domowych wypieków, bo szkoda czasu. Wchodzi się do pierwszej lepszej cukierni i ma się tyle pączków, ile dusza zapragnie. Do koloru, do wyboru. Nawet w supermarketach całe tace pączków są wyłożone, więc po co męczyć się w domu? Oczywiście różnica między tymi domowymi, a sklepowymi jest kolosalna! Dziś potrafię zjeść dziesięć, bo są lekkie, jakieś nadmuchane. Te babcine były nie tyle smaczniejsze, ile bardziej syte. Już przy czwartym pączku wysiadałem. Czułem się pełny i na piątego pączka nikt nie był w stanie mnie namówić. A dziś? Powietrzem napełniają te pączki? One są dobre, ale z domowymi nie mogą konkurować.

A gdybyś miał podnieść pączki. Ile byś uniósł?
— Rany! Ależ mnie zastrzeliłaś tym pytaniem! Nigdy nie sprawdzałem, więc nie mam pojęcia. Ale pytasz o domowe, czy sklepowe? Pół tony uniósłbym na pewno, bo tyle już podnosiłem. Oczywiście nie były to pączki, ale inne specjały — niekoniecznie kulinarne. Jak do tej pory pączki podnosiłem tylko do ust.

Jakie inne słodycze lubisz?
— Nie mam żadnych diet, więc zjadam wszystko, na co tylko mam ochotę. Tak samo jest ze słodyczami — nie mam swoich ulubionych. Muszę mieć chęć, a jak już taka nadejdzie — tylko się oblizuję po posiłku. Mam smaka na czekoladę, wsuwam całą tabliczkę.

Czarna, biała, mleczna?
— Dla mnie nie ma znaczenia — byleby swój czekoladowy głód zaspokoić. Jak nie mam ochoty na słodkie, może koło mnie cały poligon czekolad przechodzić, nie spojrzę. Ale jak już mnie coś najdzie — nie ma zmiłuj. Wszystko jest dla ludzi — trzeba jeść jednak z umiarem. Ja trochę większy jestem od statystycznego Polaka, więc i więcej mogę posmakować. Ale nie przejadam się, bo po co potem walczyć z żołądkiem?

Hmmm, ciepły pączek zapity kartonem mleka. Rewolucja gotowa!

— Dlatego jadam letnie pączki, a nie gorące! Mam świadomość, jak kończy się taka mieszanka. Może okazać się wybuchowa! (śmiech)

No tak — był pączek, jest bączek.
— Żeby tylko! A poza tym nie chcę sobie palców poparzyć.

A przejadłeś się kiedyś?
— A żeby to raz! Oczami się pochłania, a potem żołądek odmawia posłuszeństwa. Ale w tłusty czwartek wszystkie chwyty dozwolone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz