Dziś prawdziwych komedii już nie ma,
Bo czy warto po świecie się tłuc?
Pełna miska i radio Poemat,
Zamiast płaczu, co zrywał się z płuc.
Dawne kino poszło w dal,
Dziś na zimę ciepły szal,
Tylko śmiechu, tylko śmiechu,
Tylko śmiechu dzisiaj żal...
Albo inaczej. Cytatami można skomentować:
— Polskie komedie wyginęli.
— Wyginęli? Przecież to nie były mamuty!
— Na twoim miejscu nie śmiałabym się tyle. Robią ci się zmarszczki.
Odlotowo na Mazurach. To nie slogan reklamowy, ale wieś — w oryginale, na mapie Olsztynek — do której wprowadza się polska rodzina Adamsów. Makarewiczowie są wampirami i muszą pić krew, żeby żyć. To znaczy tak mi się wydaje, bo nie dostrzegam w nich głodu i nałogu. Nie przypominają mi nawet wiejskich pijaczków, którzy dają się pokroić za kilka kropel promili.
Makarewiczowie łapią miejscowych i przyjezdnych, zakuwają ich w dyby w stodole i wgryzają się w nogi. Sączą. Chyba... bo Machulski — geniusz od „Seksmisji”, „Vabanku”, „Kilera” i „Vinci” — nawet nie tego nie pokazuje. W kilku słowach: Makarewiczowie żyją na górze, ludzie w dybach gdzieś na dole, a życie toczy się dalej. Żadnej akcji, żadnej ikry. Koniec też nijaki. Film nijaki. „Kołysanka” pożal się Boże...
Aktorstwo jest precyzyjne. Tylko. Wszechobecny w polskim kinie Robert Więckiewicz gra ogoloną na łyso głowę rodziny. Jest zimny jak głaz, trzyma ręce w kieszeni i... Nie wiem, co jeszcze, bo gra świetnie, ale to rola bez wyrazu. O mdłości przyprawia za to jego flegmatyczna żona — Małgorzata Buczkowska, którą ciągnie do miasta. Nie dziwie się — też wyrwałabym się z „Kołysanki” w świat pędu i biegu.
Najzabawniejszy — najbardziej wyrazisty — jest tatuś, czyli Janusz Chabior. Jako jedyny cierpi, gdy zęby mu wypadają i ma słabość do butów. Jako jedyny „jest jakiś”. No i Ewa Ziętek zasługuje na plus, która jest najbardziej komiczna i kosmiczna. Jako jedyna ma jaja w tej komedii! Sceny z nią są rzeczywiście zabawne — przede wszystkim ta, jak dyryguje wołaniem o pomoc.
Ale co więcej? Nic. Machulski zrobił film chyba dla samej przyjemności obcowania z kamerą. Może zauroczył się Olsztynkiem, może chciał pomieszkać trochę na zielonej łące wśród zabytkowych chat skansenu. Może?
„Kołysanka” zapowiadana była jako czarna komedia, połączenie elementów grozy z humorem. Tymczasem pozostaje jedynie lekką komedią familijną. Brakuje ponurości, napięcia i przede wszystkim krwi. Atmosfera bardziej przypomina telewizyjne „Ranczo” niż gęsty i groteskowy klimat „Nieustraszonych pogromców wampirów” Polańskiego. Niestety akcja też nie jest zbyt wciągająca. Wynika to pewnie z faktu, że w pierwszym założeniu „Kołysanka” miała być serialem. Fabuła ukrócona na potrzeby pełnego metrażu przypomina bardziej ciąg przypadkowych zdarzeń, nie ma konkretnego rozwinięcia i zawiązania akcji.
(Kołysanka — recenzja nowego filmu Machulskiego)
Wielkim pytaniem jest tytuł. Do niczego nie mogę go przypiąć. Chyba że Machulski jest świadomy swojego gniota i puszcza oko do widza: Przyjdźcie do kina, utulcie się w fotelu, a ja was ukołyszę do snu.
PS. Pobudza tylko muzyka. Michał Lorenc się spisał. Tak, temu to zdecydowanie w duszy gra.
beznadziejny ten Twój opis...
OdpowiedzUsuńMachulski zawsze miał fajne filmy, i Kołysanka też jest tego przykładem! ja byłam w kinie i nie spałam, bo akcje byly fajne, i nie od razu było wiadomo jak się cały film potoczzy
Do dupy ten komentarz. Film super.
OdpowiedzUsuńKołysanka to komedia polityczna: "Krwiopijcy w Pałacu Prezydenckim", jak nie zrozumiałeś przesłania toś kiep. A tytuł to odniesienie do "Tanca Chocholego z Wesela". Film genialny.
OdpowiedzUsuń