wtorek, 2 marca 2010

Autor widmo, czyli Polański jak Hitchcock

Roman Polański w „Autorze widmo” prowadzi widza po skrzypiącej podłodze. Pęknie, nie pęknie? Napięcie rośnie z każdym krokiem, więc tym bardziej trzeba wstąpić do kina. Seans obowiązkowy.


Na dwoje babka wróżyła. Jedni mówią, że za dużo w filmie dłużyzn, pustych miejsc i dziur fabularnych. Inni rozpływają się w zachwytach. Nie bez powodu Roman Polański zgarnął nagrodę w Berlinie za najlepszą reżyserię. Ja też przychylam się do pozytywnych opinii, bo ani razu nie spojrzałam na zegarek. „Autor widmo” zasługuje na ukłon.

Nie ma u Polańskiego — jak u Hitchcocka — trzęsienia ziemi na początku. Nie ma szalonych zwrotów akcji, pistoletów i fajerwerków. Ale film tego nie potrzebuje. Polańskiego czuć z ekranu — detale, klimat, spokój. Może i wieje nudą przez pierwszych kilka minut, ale w tym obrazie wieje w ogóle. Są zimne emocje, zimna polityka. Dużo tu też deszczu i gęstej siatki niedopowiedzeń, która potęgują tylko zaciekawienie. Co będzie dalej? Kto zabił? O co właściwie chodzi? Ale puzzle powoli zaczynają się układać. Napięcie więc rośnie — właśnie jak u Hitchcocka. Oglądanie filmu to jak stąpanie po starej skrzypiącej podłodze. Kiedy pęknie? Ale brnie się dalej. Aż do końca.

Tytułowy bohater filmu bez entuzjazmu przyjmuje niezwykle intratne (ma otrzymać 250 tys. dolarów) zlecenie opracowania pamiętników byłego premiera Wielkiej Brytanii Langa. Polityką się dotąd nie zajmował, a jego największym sukcesem było napisanie wspomnień sławnego magika. Wspomnienia premiera są, co prawda, już gotowe, ale wydawca nie jest z nich zadowolony. Pragnie zmian i poprawek, a dotychczasowy ghostwriter utopił się w tajemniczych okolicznościach. Lang przebywa wraz z żoną na wysepce u wybrzeży USA i tam właśnie mają trwać dalsze prace nad maszynopisem.

Polański kreuje atmosferę niepokoju, podskórnych napięć, wręcz klaustrofobii zarówno za sprawą pozbawionych słońca zimowych, brudnoszarych, wiecznie zalanych deszczem plenerów wyludnionej po sezonie wysepki, jak i nagminnego stosowania ograniczonych przestrzennie planów, w których ścierają się odmienne racje postaci. To sprawia, że intryga kryminalna wciąga bez reszty i nic tu nie jest takie, jakie się pozornie wydaje. Świetne kino!
(Autor widmo)



Film kipi od skojarzeń. Adam Lang może być personifikowany jako Tony Blair, który w swoim czasie był wiernym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Również bohater Polańskiego przez całe swoje „premierowanie” decydował zawsze na korzyść USA.

Podczas pierwszego spotkania z Polańskim spytałem: „Czy mam grać Tony’ego Blaira?”. „Nie! Nie! Nie! — krzyknął w odpowiedzi. — Masz po prostu zagrać wiarygodną postać”. Ale, oczywiście, autor powieści Robert Harris w dużym stopniu wzorował się na brytyjskim premierze, więc porównań trudno było uniknąć. Rola Langa stała się zresztą dla mnie szczególnym wyzwaniem, bo na co dzień żyję z dala od polityki. Zacząłem czytać artykuły o Blairze, przeglądać filmowe materiały z nim. (...) Kiedy przeczytałem książkę Harrisa, wiedziałem, że „Autor widmo” będzie swojego rodzaju prowokacją. Ale nie przypuszczałem, że okaże się aż tak proroczy. Ja jednak patrzę na ten obraz nie tylko przez pryzmat polityki. Roman zawsze robił filmy, które choćby w delikatny i zakamuflowany sposób odbijały jego własne życie i emocje. Z „Autorem widmo” jest podobnie. Roman niemal przez całe życie uciekał. I ja też gram człowieka ściganego. Człowieka w potrzasku.
(Pierce Brosnan o swojej roli)

„Autor Widmo” pojawia się kinie w dobrym momencie. Premiera następuje wkrótce po wystąpieniu Tony'ego Blaira przed komisją dochodzeniową w sprawie wojny w Iraku. Nawet słowa Langa wypowiedziane w filmie — „wszystko, co zrobiłem, zrobiłem dlatego, że byłem przeświadczony o słuszności tego, co robię” — są podobne do zdania wypowiedzianego przez Tony'ego Blaira (za: „Independent on Sunday”). Polański jednak zaprzecza i mówi, że jest to uniwersalna opowieść o psującej sile władzy. I ja to kupuję, bo na polityce się nie znam. Nie chcę się znać, uciekam od tego psującego się świata. Uciekam... do kina, co wszystkim polecam.

Przeczytaj też:
Zygmunt Malanowicz: Polański to teraz nośny temat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz