wtorek, 23 marca 2010

Janda: Nic mnie już nie wkurza

— Olsztyn to piękne miasto i wspaniała okolica. Kilka razy tu występowałam — nie tylko w teatrze. Śpiewałam też na dziedzińcu zamkowym. I spędziłam tu kiedyś szalonego sylwestra — przyznaje Krystyna Janda.


Olsztyńskie Spotkania Teatralne w toku. Pierwsze koty za płoty, czyli spektakle z gwiazdami w rolach głównych za nami. Krystyna Janda przyjechała do Olsztyna z „Wątpliwością”. To utwór Johna Patricka Shanley'a demaskujący obłudę i zakłamanie Kościoła. W sztuce ofiarą nadgorliwości siostry zakonnej (w tej roli Janda) staje się dobroduszny ksiądz, niesłusznie oskarżany przez nią o molestowanie seksualne. „Wąptliwość” pokazuje, jak często bez podstawy wydajemy oskarżenia, jak często sami stajemy się prokuratorami.

Świetnie zagrane, zgrabnie wyreżyserowane. Ale — o dziwo — bez owacji na stojąco. Olsztyńska publiczność w tym roku nie wiwatuje w pionie, co mnie dziwi. Zawsze każde wielkie nazwisko — niezależnie od wartości spektaklu — było wręcz ubóstwiane. A teraz?

Ten wywiad z Krystyną Jandą przeprowadziłam przed olsztyńskim występem:

Pani Krystyno, opowie mi pani, jak odczuwa publiczność? Co jest dla pani niesamowite w kontakcie z ludźmi, a co... czasem wkurza?
— Nic mnie w zasadzie już nie wkurza po trzydziestu latach grania — do tego tak intensywnego, jak to jest w moim przypadku. Jeśli coś jest nie tak z uwagą i odbiorem sztuki, winy zawsze szukam w sobie. Natomiast nie do pomyślenia w trakcie przedstawiania jest robienie zdjęć — szczególnie z lampą błyskową. No i telefony są nieznośne. Ale telefony też mnie już w zasadzie nie denerwują. Przyzwyczaiłam się.

Takie życie, komórki towarzyszą nam na każdym kroku. Ale i pani jest szalenie zabiegana i pewnie nadmiar obowiązków nie pozwala przystanąć. Ale jeśli już pani łapie oddech... Co panią wycisza?
— Ten rok jest znów wymagający i szczególnie trudny. Powodem jest otwarcie nowej sceny, czyli Och-Teatru. A co mnie wycisza? Przede wszystkim uczucie, że wszystko jest zrobione, gotowe, dopilnowane. Każdą wolną chwilę spędzam w domu z rodziną, bo za domem też wiecznie tęsknię.

W „Wątpliwości” gra pani zakonnicę — szefową szkoły katolickiej. Świat przez pryzmat habitu widzi się inaczej?
— Nie wiem. Pewnie tak, ale to nie jest moje zadanie. Moim celem jest prawdziwe i przekonywujące narysowanie problemów, o których opowiada sztuka. Jest to świetnie napisany utwór, z wyrazistymi rolami i wspaniałą konstrukcją. Po prostu staram się poprowadzić uczucia i emocje widza za swoimi racjami, czyli racjami siostry przełożonej. To fascynujący utwór.

I fascynujący temat. Sztuka pokazuje, że plotka ma wielkie pole rażenia.
— Nie, to coś więcej niż plotka. To oskarżenie, a raczej prawda, o której siostra przełożona jest przekonana. Zresztą to wszystko w sztuce „Wątpliwość” nie jest tak proste. Mam nadzieję, że widzowie wyjdą zastanawiając się, jaka była prawda. Tytuł sztuki nie jest przypadkowy.

A dlaczego ludzie plotkują?
— Dlaczego? Z wielu powodów. Ale tym zajmuje się sztuka „Plotka” grana w wielu teatrach w Polsce.

Jest pani kobietą-orkiestrą. Reżyseruje pani, śpiewa, gra, pisze, zarządza teatrami, jest matką i babcią. Czy jest coś, czego jeszcze pani w życiu nie spróbowała?
— O, jest wiele rzeczy! Nie sposób ich wymienić. I mam nadzieję, że wielu z nich jeszcze spróbuję.

Olsztyn... na ile jest to miasto, które warto odwiedzić nie tylko przy okazji gościnnego spektaklu?
— To piękne miasto i wspaniała okolica. Byłam tu wielokrotnie. Kilka razy tu występowałam — nie tylko w teatrze. Śpiewałam też na dziedzińcu zamkowym. I spędziłam tu kiedyś szalonego sylwestra. Niezapomnianego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz