piątek, 5 marca 2010

Dudziak: Jak biedny mąż ma się przepołowić?

— Najpierw mnie nienawidziła, a potem przysyłała kotlety schabowe — o swojej teściowej opowiada Urszula Dudziak, gwiazda jazzu.


Tirli tirli tirli! Urszula Dudziak ma lepszy głos od słowika. I teściową miała niezłą.

5 marca obchodzimy Dzień Teściowej... Dogadywała się pani ze swoją?
— Początki były bardzo trudne, bo mój były mąż Michał Urbaniak to jedynak. Miał bardzo nadopiekuńczą mamę Irenkę...

Tylko współczuć...
— Mama Irenka zakochana była w nim po uszy i niezwykle zaniepokojona wieścią, że Michał się ze mną ożeni. To był dla niej cios prosto w serce. Traktowała mnie jako kobietę, która zabiera jej jedynego syna. I co robić? Jak się z nią dogadać? Miałam wtedy dwadzieścia parę lat i wykazałam się wielką dojrzałością. Wyszłam ze spokojnego domu, więc starałam się rozumieć jej emocje. Zajęło nam to parę lat, ale w końcu zostałyśmy przyjaciółkami. Był taki moment, kiedy mama nawet powiedziała Michałowi: „Michaś, szanuj Ulę, bądź z nią już zawsze, bo jeżeli ją stracisz, widzę twoją przyszłość w czarnych kolorach”. Do tego stopnia mnie polubiła, że w tajemnicy przede mną namawiała Michała, żebyśmy mieli dzieci. My mieliśmy przecież głowy w chmurach, myśleliśmy o muzyce, karierze i zdobywaniu rynku amerykańskiego, a nie o dzieciach. Ale teściowa była uparta. Michał w końcu zaczął napomykać coraz częściej o dzieciach. Miała na niego wielki wpływ.

Bo babcią chciała zostać.
— Taka kolej rzeczy. Pamiętam, gdy urodziła się Kasia, teściowa oszalała na jej punkcie. Była bardzo do niej przywiązana, szalenie ją kochała. Jak Mikunia przyszła na świat, też była oczkiem w głowie teściowej. Przyjeżdżała często do Stanów, gdzie mieszkaliśmy. Była niezwykle zaradna, bo miała swoją firmę, więc potrafiła góry przenosić. Proszę sobie wyobrazić, że przywoziła albo wysyłała nam paczki do Ameryki! Przysyłała Michałowi jego ulubiony smalec, a nawet kotlety schabowe. Michaś to ubóstwiał! Początki były trudne, ale na szczęście trafiła na mnie i nasze relacje fantastycznie się ułożyły. Kotlety od złej teściowej by tak nie smakowały. Szkoda, że nie ma już Irenki wśród nas...

A pani rodzice jakimi byli teściami dla Michała?
— Moja mama zawsze Michała lubiła. Uważała, że jestem przy nim bezpieczna. Mój tatuś również bardzo go szanował i cenił. Bo żeby zrozumieć czyjeś emocje, trzeba drugiego człowieka poznać. Najlepiej sobie wyobrazić, jak on czuje się w takiej sytuacji. Jak będzie ze mną? Będę się starała. Nie jestem jeszcze teściową, ale postaram się pokochać wybranka córek.

Może to być trudna miłość.
— Widziałam po mamie Michała, że jest bardzo szczęśliwa, że może tak kochać, ale i bardzo nieszczęśliwa, że nie może zaakceptować tego, że syn kocha też inną kobietę. Nie mogła zrozumieć jednak, że ta miłość ma inny wymiar. Ja przecież nie zabierałam jej Michała! Ta sytuacja wyglądała inaczej z mojego punktu widzenia — mówiłam, że wraz ze ślubem przybędzie jej córka. Tłumaczyłam jej to i po pewnym czasie się do mnie przekonała. Skończyły się schody i zaczęła się przyjaźń.

Ale ile schodów trzeba było pokonać...
— Trzeba wiele ze sobą przejść, żeby w końcu dotrzeć do celu. Ja jestem klasycznym przykładem relacji z teściową. U nas skończyło się szczęśliwie, ale w wielu rodzinach nie ma happy endu. Zaczynają się wojny, które toczą się i z bitwy na bitwę są coraz bardziej zacięte. Ludzie nie chcą się zrozumieć, trwają w swoich stereotypach i nie chcą ich zmienić. I co potem ten biedny syn i mąż ma zrobić? Jak się przepołowić? Kocha żonę, kocha matkę, a złotego środka nie może znaleźć. Bo i jak? W pewnym momencie musi wybierać, a to jest koszmarne. Taka sytuacja szkodzi wszystkim — nie ma wygranych, są tylko przegrani.

I pewnie kawały o teściowych są po to, żeby rozładować emocje.
— Biorą się z emocji i powodują emocje. A przecież zawsze dobrze się jest pośmiać — nawet z siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz