piątek, 17 lipca 2009

Nie leci w kulki: Gaba Kulka

Powinnam pisać o Alison Moyet, bo gwiazda zaśpiewała w Olsztynie, ale od pewnego czasu zachwyca mnie Gaba Kulka. To ona wystąpiła jako przedsmak legendy lat 80. I tak zaostrzyła apetyt, że aż burczy mi w uchu z muzycznego głodu.

Perełka. W świecie szablonowo-radiowych dźwięków — perełka. Świeża, pomysłowa, inteligentna i niebanalnie finezyjna. Inaczej Gaby Kulki nie mogę określić. To nie jest prostolinijny pop, by pisać o nim w stylu kawa na ławę. Dziewczyna bawi się muzyką, cieszy się dźwiękiem i poraża, zaraża, a pewnie i przeraża szereg nikłych wokalistek. I ja czuje się — kopnięta, dotknięta zaczarowaną różdżką, która zdjęła złe czary z polskiej muzyki. No i ten fortepian! Poraża nie dlatego, że elektroniczny.

Jak widać — rosną fanki Gaby Kulki, już rosną. Trzy. Kto wie, może za kilkanaście lat będę opowiadać o legendzie pierwszej dekady XXI wieku? Dziewczynki, 3mam kciuki!


Po koncercie gnam za kulisy, by uścisnąć dłoń Gabrysi. Bo zawsze miło jest podziękować artyście ze świeżymi emocjami wypisanymi na twarzy. Oj, ale uścisk dłoni to ona ma! Siłę ma i krzepę, a jest przecież jest taka szczupła, delikatna i skromna.

— Masz przekłute uszy? — zagaduje do niej pewien miły brunet i wręcza małe pudełeczko. Gaba zawstydza się jak mała dziewczynka.
— Ale ja nie mogę...
— To miłe, gdy można podarować coś osobie, o której wszyscy mówią dobrze. I tak trzymaj! — facet ucieka, a Gaba zerka do pudełeczka. Znajduje kolczyki. Tylko gdzie je teraz powiesić? Uszu przekłutych przecież nie ma.
— Może dłonie, by grać pocieszniej na klawiszach?

— Będę cię teraz wypatrywać, czy przekłujesz uszy — tym razem to moje słowa. — A tak w ogóle to chciałabym z tobą zrobić wywiad. Musisz więc jeszcze raz przyjechać do Olsztyna, bym miała pretekst do rozmowy.
— To może w listopadzie?
— Trzymam za słowo!

Tak, trzymam za słowo. Chcę Kulkę w listopadzie w Olsztynie!

Gaba występuje jako support Alison Moyet, którą okrzyknięto legendą lat 80. Gdyby ktoś mnie tak nazwał, padłabym trupem. Bo legenda? To brzmi jakby było już po człowieku! Freddie Mercury jest legendą. Janis Joplin… A Alison jeszcze żyje i ma się świetnie! Na koncercie to potwierdza. Z piosenki na piosenkę jest coraz lepsza — ale czy ona się tak rozkręca, czy ja się wkręcam w jej klimat? Przyznam, że jedno i drugie. Alison w przerwach między kawałkami popija koniaczek, więc jej głos nabiera barwy.

Nie znam Alison. Owszem, słyszałam Yazoo, ale to nie jest artystka mojego pokolenia, co też się potwierdza się przed koncertem. Opowiadam kilku osobom, że idę na koncert pani Moyet, a każdy otwiera szeroko oczy: a kto to jest?

Dziś już wiem i chylę czoła. Piękny koncert i intrygująca kobieta. Może nie ubrała się wystrzałowo (zwykła czarna kiecka), ale ze sceny schodzi z klasą. Don’t go!

Koncert Alison Moyet to spore wydarzenie nie tylko w skali kraju, bo artystka sporadycznie występuje z solowymi recitalami. Skupia się od kilku lat na pracy w teatrze (za co jej kolejny ukłon). Po ogromnym sukcesie w latach osiemdziesiątych — najpierw w zespole Yazoo, a później solo — Alison rozpoczyna współpracę z teatrem West End, która miała trwać tylko sześć miesięcy. Nie udało się jej uciec i jej teatralna przygoda trwa do dziś. Cóż, nie dziwię się, bo teatr wciąga.

> Znów się rozpędzam. Rozmowa z Alison Moyet


Koncertu nie można ani fotografować, ani filmować, ale… od czego są komórki?




> Zdjęcia z koncertu
> Gwiazda Alison Moyet
> Gaba Kulka się dopiekła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz