piątek, 10 lipca 2009

Rojek: Gwara śląska mi imponuje

— Śląsk to nie tylko kopalnie i zanieczyszczone powietrze. Śląsk to dużo fantastycznych terenów — przyznaje Artur Rojek, wokalista Myslovitz. — Ale na Warmii i Mazurach mógłbym mieć domek letniskowy!


Cenię tego faceta. Cenię Artura Rojka. Szkoda tylko, że w rozmowach z dziennikarzami jest szalenie oficjalny. Taki styl?

O czym rozmyślasz przy śniadaniu?
— O różnych rzeczach — zależy od tego, co spotka mnie dnia poprzedniego i co czeka tego dnia. To szeroki temat i bardzo abstrakcyjny, więc nie mogę wskazać konkretnego tematu. Ale myślę na przykład o tym, czy wypić kawę, czy herbatę.

A wolisz kawę czy herbatę?
— Jedno i drugie lubię. A rano? W zasadzie wolę kawę.

Śląsk to twój powód do dumy...
— Tak, jestem dumny z tego, że urodziłem się w Mysłowicach i urodziłem się na Śląsku. Ten rejon bardzo mi odpowiada pod wieloma względami. Wydaje mi się, że ma ogromny potencjał w „ludzkiej zawartości”. Mówię o ludziach, którzy wyrastają z trwałych, mocno związanych tradycją z rodziną. Ale też na Śląsku żyje wiele osób, które stanowią odbiorcę dla kultury i sztuki. To też miejsce bardzo wdzięczne dla jakiejkolwiek aktywności. To nie tylko — jak to się utarło w społeczeństwie polskim — kopalnie i zanieczyszczone powietrze. Śląsk to dużo fantastycznych terenów. Naprawdę dostrzegam tutaj wiele rzeczy, które mnie w jakiś sposób poruszają. Nawet to, że mój krajobraz to kopalnia i szyby. To też stanowi dla mnie inspirację! Dzisiaj nie umarła do końca gwara śląska i w wielu miejscach ją się kultywuje. To mi bardzo imponuje. Ale przyznam, że był taki moment w moim życiu, że chciałem oderwać się od Śląska.

Czyżby młodzieńczy bunt?
— Tak, to moment w życiu młodego człowieka, który nagle znajduje się w zupełnie innym świecie. W wielu sytuacjach tak bywa, że człowiek na początku zachłystuje się innym powietrzem, innym miejscem, innymi ludźmi. Ale potem się okazuje, że wszędzie panują te same problemy, a ludzie mają podobne charaktery. W pewnym momencie zaczyna się tęsknić za swoim miejscem, w którym się wyrosło. Brakuje też rzeczy, które stanowią wspomnienia i które są wiążące, sentymentalne i melancholijne. Śląsk jest właśnie dla mnie takim miejscem. Tutaj się urodziłem i tutaj mieszkam.

A jak wyglądają Warmia i Mazury z perspektywy Ślązaka?
— Ach, to miejsce, gdzie mógłbym mieć domek letniskowy!

Czyli na co dzień kopalnie, a urlop nad jeziorem?

— Tak, na co dzień Śląsk. Wiesz, tu mam swoje korzenie. Tutaj mam rodzinę, tutaj też koncentruje się moja praca. Chociaż mam takie zajęcie, że mógłbym je wykonywać z każdego miejsca na ziemi. Tak, ze Śląskiem czuje się związany rodzinnie i wspomnieniowo.

I bez Śląska nie byłoby Myslovitz. Chodzi o nazwę chociażby.
— Tak, ale nie mówię też, że jestem ze Śląskiem aż tak silnie związany, że świat by mi się zawalił, gdybym musiał stąd wyjechać. Nie, to nie jest tak, że ja się uczepiłem tego miejsca i bez względu jaka będzie moja realna rzeczywistość, będę tu żył. Jeśli byłaby taka potrzeba — wyjechałbym. Nie dziwię się więc ludziom, którzy stąd uciekają, szukają swojego miejsca. Ale jeżeli mogę tu być, tu pracować i realizować się — a miejsc do realizacji jest wiele — chcę tu mieszkać. A z perspektywy Ślązaka jak wyglądają Warmia i Mazury? Pięknie wyglądają.

Pięknie, że pięknie!
— Uwielbiam miejsca, gdzie jest pełno lasów i jezior. I jeżeli trafia nam koncert u was, to ja się z tego bardzo cieszę. Warmia i Mazury to miejsce, w którym wypoczywam. To też miejsce, w którym dobrze się czuję i gdzie spotykam wspaniałych ludzi.

Nasze tereny to też dużo wody, a ty w dzieciństwie pływałeś. Byłeś nawet mistrzem Polski juniorów młodszych. Były sukcesy i raptem powiedziałeś dość?
— Miałem wtedy dwanaście lat i nie miałem pojęcia, czym będę się zajmował w życiu. Tym bardziej nie myślałem, że będę się zajmował muzyką. Zespół założyłem, kiedy studiowałem. Długo nie mogłem się zdecydować, co powinienem robić, czy grać w zespole, czy pracować jako trener na basenie. Dopiero po płycie „Miłość w czasach popkultury” zdecydowałem, że poświęcam się muzyce, bo wtedy z muzyki mogłem zacząć żyć.

Pływanie — co cię rajcowało w nim najbardziej?
— To wynika z mojej natury. Jako dziecko najczęściej bawiłem się w wodzie. Pływanie było tego konsekwencja. Poza tym to indywidualny sport, jak samotne bieganie. Ja wolę indywidualne sporty — chociaż jestem w zespole.

Czy łatwo było kiedyś tworzyć na Śląsku — w krainie górników i ciężkiej pracy? Bo teraz są możliwości — jak mówisz. A kiedyś?

— Myślę że zawsze są możliwości. I wtedy, i dzisiaj. Wszystko zależy od szczęścia, talentu i włożonej pracy.

Promujesz muzykę offową, a twój Off Festival w błyskawicznym tempie stał się jedną z najważniejszych imprez w Polsce. Czy nie dowodzi to, że ludzie uciekają od komercyjnej sieczki?
— Tak, festiwal rzeczywiście z roku na rok coraz bardziej się rozwija. Idealnie byłoby, gdyby to wydarzenie miało nie tylko społeczno-medialny aspekt, ale też żeby wpływało na samych artystów poruszających się w tym obszarze. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że polski rynek rozwija się w sposób normalny dopiero od czasów upadku komunizmu. Myślę, że jeszcze trochę będziemy musieli poczekać. Cały czas odstajemy poziomem od krajów zachodnich, w których rynek offowy rozwija się od wielu, wielu lat. Ale jesteśmy na dobrej drodze. W tej kwestii jestem idealistą. Wierzę, że dobre czasy dla zdolnych i zaangażowanych artystów są przed nami. Mój festiwal jest też właśnie po to — by pokazać, że istnieje ogromna rzesza ludzi zainteresowanych czymś innym — nie tym, do czego na co dzień próbują nas przyzwyczaić media.

Ale niektóre media bardzo promują zespoły offowe. Zespół Pustki na przykład święci triumfy w Trójce i jest puszczany w towarzystwie komercyjnych kawałków.
— I to jest misja mediów publicznych! Cieszę bardzo, że Trójka wypełnia tę misję w stu procentach. Większość rozgłośni powinna brać z niej przykład. Niestety inaczej jest z telewizją.

A czym w ogóle dzisiaj jest muzyka offowa?

— Dla mnie off to alternatywa dla tak zwanego mainstreamu. To coś, co idzie pod prąd. To też coś, co nie chce się wpisywać w ogólnie przyjęte trendy. Coś, co chce być antytezą do tego. Ja to tak rozumiem.

1 komentarz:

  1. Też kocham Warmię, choć nie jetem ze Śląska ;) Ale tego Pana jako nie trawię, to znaczy artystycznie nie trawię, prywatnie jest mi on obojętny :)

    OdpowiedzUsuń