niedziela, 22 lutego 2009

Olsztyn - przestrzeń radości

Nowe miasto, nowe logo, nowa przestrzeń - Olsztyn po liftingu? Oby.

Dzień dobry. Nazywam się Marian Kowalski, a dla feministek Maria Kowalska. Zastanawiam się właśnie, gdzie spędzić kilka dni wolnego. W Polskę trzeba jechać, bo cudze chwalicie, swego nie znacie. Tylko gdzie? Może do Olsztyna?

A co to za miasto? Jakieś na północy? Nawet Doda ma problemy z usytuowaniem stolicy Warmii i Mazur. No, może nie stolicy, ale w ogóle Warmii i Mazur. Rozmawiałam z nią przy okazji walentynkowego koncertu w Elblągu, pytałam o jej związki z naszym regionem - tym bardziej, że jej rodzinny Ciechanów nie tak daleko… Co mi odpowiedziała? - Warmia i Mazury? A jakie to miasta na przykład?

Jej wysokie IQ wysokim IQ, ale ta "błyskotliwość" dużo mówi. Jesteśmy regionem drugiej kategorii. Nie ważne, że na całych jeziorach my, że zielono nam i tak naturalnie. Nie jesteśmy atrakcyjnym kąskiem. Ale jak mamy być, skoro niewiele przemawia za naszą niepowtarzalnością?

No dobra, panie Marianie vel Mario - wybieramy Olsztyn pod Częstochową, czy Olsztyn na Warmii? Przez długi czas Google Maps nie mogło znaleźć nas w swoich zasobach. Ale "Gazeta Olsztyńska" narobiła burzy i dziś jest tak, jak być powinno. Uff. Jednak przez długi czas to Częstochowa zbijała kasę, a Olsztyn czekał, czekał, czekał – na turystę jak na księcia z bajki. Bo w internecie prawo dżungli – czyli silniejszego – nie obowiązuje.

A co Google mówi o Olsztynie? Niewiele. Nasze miasto w sieci też nie daje się złapać. Wyskakują lokalne strony, ale żadna nie przekonuje do przyjazdu. Na przykład witryna Urzędu Miasta stawia wyłącznie na swoją promocję. Skądinąd Olsztyn życiem ratusza wsławił się najbardziej… Idźmy jednak do przodu. Turysta nie ma się śmiać, ale przyjechać. Może więc galeria go przekona? Warto zobaczyć, jak miasto się prezentuje – czy zamek wart jest zobaczenia i czym starówka kusi oko. Klikam i co widzę? Urzędników widzę! Siedzą przy stołach, piją wodę mineralną, czasem się uśmiechają. I co myślę? Czyżby Olsztyn to miasto sztywniaków? Nie imprezuje? Szukam więc zabawy, bo przecież w mieście musi się coś dziać – nie samą pracą i wodą człowiek żyje. I teraz następuje moje ulubione - olsztyn.naszemiasto.pl! Zakładka >>Rozrywka<< kieruje mnie do Elbląga. Fantastycznie!

Za Elblągiem nie przepadam, więc w Polskę idę. Inne miasta żyją już na światowym poziomie. Oto chwali się sobą magiczny Kraków, Wrocław podkreśla, że jest miastem spotkań, a Poznań nie ukrywa, że tu warto żyć. A Olsztyn? Pracuje nad nową strategią promocji, a przede wszystkim nad nowym logo, bo stare… nie potrafiło się obronić. Gdyby nie gmina Cekcyn, mielibyśmy swój znak firmowy ten sam od lat. Niewielka mieścina z Borów Tucholskich jednak capnęła nam pomysł, opatentowała go i spija śmietankę. Różnice w logach oczywiście są – żeby nie było - ale czy naprawdę diabeł tkwi w szczegółach?

Olsztyn wykłada więc grube pieniądze i szuka nowego stylu. Nie jest najlepiej – kolejne pomysły rozczarowują. W końcu udaje się wybrać to jedno jedyne logo - wedle zasady, że starych drzew się nie przesadza. Metodą Cekcynu nowe logo czerpie ze starego. Znów różnicę widać w szczegółach i to chyba przyczyna diabła. Wiadomo - dlatego diabeł mądry, że stary. Jak stare logo, które nie było złe. Skoro Bory Tucholskie z niego czerpały, więc znaczy, że w Olsztynie tkwi siła. I siła w liftingu, bo podświadomie nowy znaczek dodaje skrzydeł, gdy stary te loty obniżał. Wizerunek więc odświeżamy, drodzy państwo. Stare grzyby idą w kąt, czas wypuścić nowe pączki! Ktoś już nawet widział przebiśniegi - czyżby przed ratuszem? Inside? Tak, dobry lifting nie jest zły. Tym bardziej, że paliwo też mamy niezłe – proponowane hasło „Przestrzeń radości” brzmi dobrze. Ale czy odzwierciedla rzeczywistość? Pomyśle jutro, gdy będę jechała do pracy zatłoczonym autobusem. Będzie mi do śmiechu?


1 komentarz: