czwartek, 26 lutego 2009

Duch świeci po lewej

Jasność widzę! Jasność! Pomroczność jasną... Telebim bliźniak ma pojawić się w centrum Olsztyna. Rozjaśni się więc wizerunek miasta?

Pamiętacie film „Kłopotliwy gość”? Rodzina Piotrowskich otrzymuje swoje długo oczekiwane mieszkanie, ale sielanka nie trwa długo. Zamieszkuje z nią duch ukazujący się pod postacią przezroczystej zjawy świecącej w ciemności. I nie to, że mieszka na waleta, to jeszcze złodziejka! Kradnie prąd, bo by świecić, musi zajadać się energią. Piotrowski głowi się i głowi, jak spłacić rachunki. Maszeruje od urzędnika do urzędnika - narzeka, że mu świeci za bardzo. Ale każdy wzrusza ramionami. Bo przeszkadza, że świeci? Tylko babcia Piotrowska widzi w tym palec boży. Ogłasza, że owy duch to cud! Tym większy to kłopot dla rodziny, bo ludzie pielgrzymują do zjawy. Na kalana padają, modły odprawiają, zdjęcia chcą robić. Piotrowscy żyć normalnie nie mogą.



W Olsztynie zamiast zjawy w centrum ma pojawić się drugi telebim. Okoliczni mieszkańcy będą rwać włosy z głowy, bo zamiast pielgrzymów, schodzić się będą reklamodawcy. A jak będą się schodzić, telebim będzie walił po oczach. Taka dyskoteka w centrum – świetny pomysł! Jeden ekran już jest, więc wiadomo – trzeba mu pary. Tak – bo do tanga trzeba dwojga. Tak – na dwoje babka wróżyła. Ale w tym cały ambaras, aby dwoje chciało na raz.

Olsztyn to nie Warszawa. Nasz „okrąglak” w niczym nie przypomina rotundy. Nawet ruch na ulicach nie ten. Jak czasem ktoś trąbnie, wszyscy się obracają, że to może do niego. A tu zonk – bo nie do niego. Trąbienie kierowców ma jednak inny oddźwięk – ratunku, nic nie widzę! Bo jak tu widzieć, skoro telebim oślepia? Przede wszystkim wieczorem i w nocy. Raz czerwone światło, zaraz czerwone, a potem kiełbasa. Albo nauka języka. Co pan, pani woli? W dodatku takie świecenie z niebios nie jest zgodne z prawem. Ale co tam prawo, jak po prawej ratusz.

Wielkie współczucie dla pobliskich mieszkańców. Prawy ratusz po nocach nie pracuje, więc nie wie, że diody z powodzeniem zastępują latarnie. Książki można czytać pod telebimem. Zwariować można – czy to jeszcze telebim, czy może już zjawa?

Kiedy wieszali tę zjawę, nie byłam przeciwna. W głowie świecił mi warszawski ekran. Ale różnica między olsztyńskim a stołecznym oknem reklamowym jest kolosalna! U nas reklamy lecą tandetne, a Warszawa – poza dobrymi spotami – promuje młodych i zdolnych. Puszcza a to ich filmiki, a to minireportaże o ich działalności. Brawo! Na ekranie pojawiają się też informacje, co dzieje się w mieście. To nie tylko powierzchnia reklamowa, ale przede wszystkim informacja. Kulturalna. I to ma sens. Bo i wilk syty, i owca cała.

Wieszali zjawę - byłam na tak. Zjawa wisi - jestem na nie. Nie to, że Olsztyn wygląda jak Cyganka - obwieszony reklamami, to jeszcze mu mało. Ale lepiej obłożyć miasto reklamami niż… miasto reklamować. Bo po co dawać, jak można brać?

Charles Wilp rzekł kiedyś, że reklama jest tak potrzebna produktowi, jak prąd żarówce. No dobrze, ale kto za to będzie płacił?

Pewnie Piotrowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz