— Ja zawsze byłem, i jestem nadal, wesoły chłopak, ale nikogo nie robiłem w konia. Sam za to wpadałem w sidła, bo byłem łatwowierny. Milion razy nabierali mnie w prima aprilis — twierdzi Piotr Bukartyk, piosenkarz.
Piotr Bukartyk jest jak kumpel. Ile razy już z nim rozmawiałam? Nie wiem. Ale zawsze jest zabawnie.
Robisz psikusy w prima aprilis?
— Z żoną zrobiłem sobie psikusa dwa lata temu. Teraz go przewijam, karmię, zabawiam i nie mam czasu na żarty. Dzisiaj jestem człowiek poważny, dzieciaty i nie w głowie mi wymyślanie psot. Nie skupiam się na życiu rozrywkowym tak, jak skupiałem się kiedyś. Ja zawsze byłem, i jestem nadal, wesoły chłopak, ale nikogo nie robiłem w konia. Sam za to wpadałem w sidła, bo byłem łatwowierny. Milion razy mnie nabierali.
Czyli?
— Pamiętam, że raz przejechałem pół Polski, żeby dać koncert. Jechałem z kumplem, jechałem... Aż na miejscu okazało się, że grania nie ma.
Kląłeś?
— Jak szewc! To było strasznie dawno temu, ale się nie gniewałem. Psikusa zrobił mi kolega, na którego nie można się gniewać, bo to złoty chłopak. Kłopot jednak pozostał, bo kawał czasu straciłem i kawał drogi przejechałem. Wiesz, jak się człowiek czuje, gdy przejedzie paręset kilometrów pociągiem... W tej chwili się śmieję, więc efekt tego dowcipu jest. Szkoda tylko, że po tylu latach. Tylko błagam wszystkich moich kumpli, nie powtarzajcie tego kawału!
Ale nie wierzę, że nigdy nikogo nie wkręciłeś...
— Jak byłem mały to może kilka razy mi się udało. Wtedy wszystkie dzieci się wkręcało i zazwyczaj dowcipy się udawały. Bo żartowało się z głupot — a to plama na tyłku, a to mucha na głowie. Przemyślane, zaplanowane akcje zazwyczaj nie wypalały. I ja się na plamę nabierałem. Ba — i nie tylko na plamę! Ja jestem delikatny człowiek i najgorszym nieszczęściem od lat jest wkręcenie mnie, że wlazłem w psią kupę. Strasznie reaguję i jestem gotów wyrzucić buty do kosza. Nie cierpię takich niespodzianek! A niestety prima aprilis przypada na taki czas, że śniegi odchodzą w zapomnienie i pojawia się brązowy pejzaż trawników. Jak się chce przejść, trzeba slalomem chodzić. Idę więc tak, jakbym był pijany, a nie jestem. Psie kupy działają na mnie przerażająco. Kocie kupy aż takiego wrażenia na mnie nie robią. Nie wiem dlaczego.
A 1 kwietnia robi na tobie wrażenie?
— Nie mam nic przeciwko takiej zabawie. Lubię, kiedy ludzie się weselą i każdy pretekst do imprezy jest dobry. Ale nie każda forma szaleństwa mi odpowiada. Śmigus dyngus jest dla mnie problematyczny. Uwielbiałem go, kiedy sam z kolegami polewałem, a teraz znoszę go źle, bo nie polewam, ale jestem ganiany. Dziś małolaty z wiadrami pozwalają sobie na zbyt wiele.
Przyznaj, na pewno nie byłeś lepszy.
— No nie... Ale wyrosłem i zapomniałem, że byłem jednym z małolatów! Tak, bawiłem się ostro. Pamiętam, jak w czasach mojego dzieciństwa budowano wieżowce. Było to dla mnie wielkie wydarzenie, więc musiałem te polskie komunistyczne drapacze chmur wykorzystać. Jak? Z najwyższego balkonu atakowałem ludzi. Było to dla mnie pierwsze zastosowanie prezerwatywy. Śmieszyły mnie takie spadające gumki z nieba. Dziś już z tego wyrosłem, więc wszystkie panie w lany poniedziałek mogą czuć się bezpiecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz