czwartek, 3 czerwca 2010

Rodowicz: Wyciągam płotki i okonki

— Gdy robię zakupy, zakładam wąsy i wyruszam między regały — zdradza Maryla Rodowicz. — Takie życie!


Małgośka mówią mi… oj głupia ty, głupia ty! Ach, ile razy śpiewałam tę piosenkę. Maryla Rodowicz to kobieta-płytoteka. Nagrała wiele hiciorów, które wgryzły się w historię nie tylko polskiej piosenki, ale i te prywatną. Moją i zapewne twoją. Bo każdy ma przecież takie chwile, że wsiada się do pociągu byle jakiego, nie dba się o bagaż, nie dba się o bilet. No i ten kamyk zielony… niezastąpiony.

Była Maryla biesiadna, była z kowbojskim przytupem...
— Maryla z przytupem była od początku. Od pierwszych chwil grałam piosenki inspirowane muzyką country. Nawet kiedyś przebierałam się a to za kowboja, a to za Indiankę. Już w szkole średniej miewałam takie pomysły. To były czasy, gdy kochałam się w Winnetou. Dlatego na wszystkich balach maskowych występowałam nawet jako Indianin! Do dziś Winnetou jest wielkim bohaterem mojej młodości. Potem zaczęłam grać na gitarze, zainspirowało mnie właśnie country i folk. Zaczynałam od Boba Dylana i folkowych utworów. Moje pierwsze piosenki były utrzymane nie zrezygnowałam z tych inspiracji. Byłam nawet dwa razy na festiwalu country w Stanach Zjednoczonych — w Cansas i Oklahomie. I dostałam dwa razy nagrodę. Blisko mi więc do kowbojów.

Nie ma country bez kapelusza. Nie ma też bez koni...
— Jasne, że nie ma. Ja je uwielbiam! Ta końska miłość przeszła nawet na moją córkę, która ma dwa własne konie. Ćwiczy ujeżdżanie według zasad naturalnego jeździectwa. Jeździ do Stanów, do swojego guru i tam trenuje. Ale konie ma pod Olsztynem — niedaleko Pasymia.

A kiedy pani pierwszy raz wsiadła na konia?
— W latach siedemdziesiątych. To był czas ogromnej fascynacji końmi. Startowałam nawet w zawodach jeździeckich i skakałam przez przeszkody. Byłam niezła, bo wygrałam konkurs aktorów i dziennikarzy. Ale było to tak dawno temu... Dziś swojego konia nie mam, bo córka ma dwa, więc wystarczy.

A konie na Mazurach są najlepsze!
— Ja sobie życia bez Mazur nie wyobrażam. Corocznie jeżdżę, aby odpocząć. Mam nawet marzenie, żeby osiąść między jeziorami na stałe. Ostatnie parę lat jeżdżę w okolice Ełku. Tam jest taki wspaniały półwysep i pensjonat prowadzony przez moją znajomą. Ciągnie mnie w te strony, bo nie ma tu turystów. Jest wielki zielony teren i niewiele osób w zasięgu wzroku.

Rozumiem, że ucieka pani w głuszę...
— Wcześniej jeździłam do Nart koło Jedwabna, ale tam przychodziły całe wycieczki, żeby mnie oglądać.

Była pani atrakcją regionu?
— Każdy chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie i wziąć autograf. Dlatego postanowiłam szukać tej głuszy, o której pani mówi. Na Mazurach na szczęście są takie miejsca. Pod Ełkiem właśnie takie znalazłam.

A teraz — w tej głuszy — co jest dla pani atrakcją?
— Lasy i jeziora. Ale nie tylko. Łowię również ryby. Zakładam robaki na haczyk i zarzucam wędkę. Patrzę na spławik i tak mija mi czas. Nie płynę jednak łódką na środek jeziora, żeby tam posiedzieć, bo boję się wody. Siadam z wędką na brzegu i delektuję się ciszą. Tak jest bezpiecznie i przyjemnie. Łatwiej znaleźć cień, gdy słońce praży.

Jaką największą rybę pani wyciągnęła?
— Na ogół wyciągam płotki i okonki. Nie zależy mi na biciu rekordów w wędkarstwie. Lubię patrzeć na wodę i na spławik, bo to mnie bardzo relaksuje. Mazurskie wody w tej kwestii są najlepsze. Żadne wielkie wodne kolosy mnie nie interesują. Tak, polskie wody są najlepsze. Polski klimat jest niezastąpiony.

Łowi pani... A co z grzybami?
— Też uwielbiam zbierać. Oj, ale dawno nie byłam.

Gdzie pani nie pójdzie, jest pani rozpoznawalna. Ale w lesie chyba można odpocząć…

— Jeżeli unika się miejsc, gdzie jest pełno ludzi, życie nie jest ciężkie. Jeżeli się znajduje swoje miejsce na Mazurach, jest nawet przyjemne.

A robienie zakupów — bywa męczące?
— Maskuję się wtedy. Zakładam wąsy i wyruszam między regały. (śmiech) Oczywiście żartuję, ale fakt — zakładam okulary, czapkę i wiążę włosy. Jakoś sobie radzę. Na pewno nie potrzebuję ochrony.

Była Maryla biesiadna, była z kowbojskim przytupem... Jest Maryla z wąsami.
— Takie życie!

1 komentarz:

  1. najgłupszy wywiad z artystą jaki kiedykolwiek przeczytałem. Masakra po prostu.

    OdpowiedzUsuń