— Tak bardzo rozwinęła się dziś przestrzeń internetowa, że każdy się w niej zmieści — twierdzi satyryk Artur Andrus, który choć nazywany jest blogerem, sam się nim nie czuje. Dlaczego?
Jest pan z jednym z poczytniejszych blogerów.
— Ja blogerem? Przyznam się, że trzy lata temu pewien portal zaproponował mi pisanie satyrycznych felietonów raz na tydzień. Dopiero po pół roku dowiedziałem się, że piszę bloga. Złapałem się za głowę, bo nigdy tak do swojego pisania nie podchodziłem. Ale skoro wrzucono mnie do takiej szuflady, więc postanowiłem zbadać temat i dowiedzieć się, czym są owe blogi. Zacząłem buszować w internecie i okazało się, że blogi to zazwyczaj internetowe pamiętniki. Ludzie opisują, co w ich życiu się wydarzyło, co poczuli i oczekują od innych wsparcia w postaci komentarza. Myślę też, że blogi to rodzaj psychoterapii. Można się wygadać, a nawet powiedzieć to, czego nie powiedziałoby się nikomu prosto w oczy. A gdy jest się anonimowym, pisać można do woli.
Jednak ludzie nie zawsze piszą składnie i ładnie...
— Kiedyś grafoman miał wiele trudności, by zaspokoić swoje twórcze aspiracje. Musiał kupić maszynę do pisania, kalkę, wiele ryz papieru. Dziś napisze, co mu w duszy gra, wrzuci do internetu i już czuje się szczęśliwy. Napisze tekst i za kilka sekund jest już opublikowany. No po prostu żyć, nie umierać!
Ale nie nazywajmy wszystkich bloggerów grafomanami.
— Oczywiście, że nie nazywajmy! Z blogów wyrosło dziennikarstwo obywatelskie. Na ile jest ono dobre, a na ile złe, nie mnie osądzać. Tak bardzo rozwinęła się dziś przestrzeń internetowa, że każdy się w niej zmieści.
A pan czuje się blogerem?
— Nie nazywam się tak w ogóle. Czuję się jak moi koledzy po piórze, którzy piszą felietony do gazet drukowanych. Ja papier mam elektroniczny. Po prostu piszę zabawne teksty, by rozbawić część naszego narodu. Oczywiście nie wszystkich, bo o gustach się nie dyskutuje. Nie zwierzam się ze swoich intymnych przeżyć, bo nie mam takiej potrzeby. Lepiej mieć żywą instytucję przy sobie w postaci przyjaciela czy rodziny. Nie wszyscy jednak mają kogoś, komu można wygadać się na żywo, więc wylewają swoje żale w internecie. Jeśli dostaną informację zwrotną w postaci ciepłego słowa, tym dla nich lepiej. Misja zostaje spełniona.
Blogi nie takie głupie, motywują naród. Dla mnie, czyli osoby żyjącej ze słowa pisanego, to w pewnym sensie uciecha:
— Dzięki internetowym sposobom komunikacji, jak czaty, maile i blogi Polacy zaczęli pisać. Internetowa polszczyzna jest "skrzyżowaniem" języka pisanego i mówionego, tworzy też nową jakość — ocenia językoznawca, przewodniczący Rady Języka Polskiego prof. Andrzej Markowski. Jego zdaniem, przed okresem upowszechnienia internetu Polacy pisali rzadko. — Pisali uczniowie w szkole — bo musieli, dziennikarze — bo też musieli, naukowcy — bo wypadało, i właściwie nikt więcej, a cała Polska ograniczała się do "Pozdrowienia z wakacji przesyła Franek". Na tym się kończyła polszczyzna pisana. Od czasu jak się pojawiły blogi i czaty, Polacy zaczęli pisać. Dzisiaj wszyscy piszą, to jest rzecz nowa, która mi się podoba — powiedział prof. Markowski.
(Dzięki internetowi Polacy zaczęli pisać)
Zasady BlogDay:
1. Znajdź 5 blogów, które wydają ci się interesujące.
2. Powiadom 5 innych blogerów, że zapraszasz ich do zabawy w BlogDay 2009.
3. Napisz krótki opis polecanych blogów i zamieść link do nich.
4. Opublikuj wpis w BlogDay (31 sierpnia).
5. I użyj tagów BlogDay: http://technorati.com/tag/blogday2009
Oto moje blogi, które polecam:
Blog Artura Andrusa, który blogiem nie jest. Dwa w jednym?
Blog Łukasza Pączkowskiego — nie tyle to blog kolegi dziennikarza, ile przestroga dla piratów drogowych. Trzymam kciuki, Łukaszu, by zdjęli nogę z gazu i przestali zabijać!
Nasza Klasa Blox — blog, który podaje dowody głupoty naszego narodu. Wybrane zdjęcia z portalu nasza-klasa.pl.
Pokój nauczycielski, czyli zapiski belfra. Szkoła z drugiej strony. Aż strach się bać!
Łódź rysowana światłem — za świetne zdjęcia tajemniczej Łodzi. Blog temu dowodzi.
Przeczytaj:
Blog jak ławka w Wilkowyjach