Nie wpadnie. Ten facet tak ma, że nie wpadnie. Może gdyby miał więcej czasu i nie grałby dziś w Chorzowie, wpadłby popływać na naszych jeziorach.
Paparazzi by oszaleli — Bono na łódce w Nowej Kaletce. Albo Bono na rowerze wodnym w Kortowie. Albo na Krzywym w kajaku. Albo na starówce przy kufelku piwa! Albo Bono w autobusie w godzinach szczytu. Do twarzy mu jednak pomost i wędka. I ten jego kapelusz.
Miałby pan, panie Bono, wielkie branie w Olsztynie. Ba — pan to gruba ryba, więc byłby pan atrakcją na skalę światową. Ludzie by się ożywili i miasto zostałoby sprzątnięte dwa razy. A może nawet pan, panie Bono, rzuciłby groszem na remonty naszych dróg? Albo wsparłby pan rowerzystów i ich ścieżki rowerowe? Tak pro publico Bono.
Jest pan, panie Bono, człowiekiem wielkiej pomocy. Za takiego się pana uważa. Ale i robi pan świetną muzykę. I aż mi żal, że nie pojechałam, by pana zobaczyć. Ale zawsze może pan wpaść do Olsztyna. Zapraszam na zupę pomidorową.
— Panie Bono, ma pan szczęście, że odpoczywa pan w Olsztynie.
— Jakie szczęście?
— Wielkie szczęście. Olsztyn to król wszystkich polskich miast.
— King of Poland?
— Prawie jak king of rock.
Śpiewanie naszych piosenek to uderzanie w wysokie tony, co wymaga niesamowitej koncentracji i zaangażowania. Trzeba w nie wejść i żyć nimi. Wykonując "Sunday Bloody Sunday" jesteś w samym środku Derry, śpiewając "Pride in the Name of Love" jesteś w Memphis z Dr Kingiem na wiecu poświęconym przestrzeganiu praw obywatelskich. Ja właśnie tam jestem. Twój kumpel właśnie rujnuje sobie życie działką hery. To utwór "Bad". Odczuwasz te stany.
(Bono w książce „U2 o U2”)
A śpiewając "New Year's Day" jest się w Polsce, prawda?
Tak było w Chorzowie w 2005 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz