środa, 12 stycznia 2011

Pałkiewicz: Twardziel na krawędzi

— Warmia i Mazury kojarzą mi się z dzieciństwem, bo wychowałem się w Ełku. Tam poznałem piękno przyrody, zacząłem uprawiać żeglarstwo i... śnić o podróżach w odległe zakątki świata — przyznaje Jacek Pałkiewicz, podróżnik.


Ależ ja zazdroszczę wielkim podróżnikom! Nie znają świata z pocztówek i internetu, ale z własnego doświadczenia. Zazdroszczę Jackowi Pałkiewiczowi... Gdzie ten facet nie był! Ba, i gdzie ten facet będzie! Na Warmii i Mazurach na pewno, bo został ambasadorem Mazury Cud Natury. Czyli to swój chłop!

O której pan zazwyczaj wstaje?
— Jak jestem w domu, zwykle o ósmej, bo kładę się spać bardzo późno. Niestety, nawet niedziela niewiele różni się u mnie od pozostałych dni tygodnia: ten sam rytm, te same zajęcia.

A gdzie panu najlepiej smakuje poranna kawa?
— Człowiek przyzwyczajony do włoskiej kawy, zawsze będzie za nią tęsknić. Chociaż Cejrowski powiedział, że najlepsza kawa w Warszawie jest w domu Pałkiewiczów.

Czyli Cejrowskiego ciągnie do pana... A gdzie pana najchętniej ciągnie?
— Ameryka Łacińska i Indochiny. Laos, odległy zarówno w sensie geograficznym, jak i czasowym zakątek świata, nie został jeszcze dotknięty „makdonaldyzacją”, postawą konsumpcyjną i komercjalizacją życia. Nie zanika życzliwość i pogoda ducha, uczciwość i otwartość, cechy których coraz bardziej brakuje w naszej codziennej egzystencji. Starsi ludzie nie są zainteresowani globalizacją wymuszającą przyjęcie modelu życia według standardów zachodnich. Świat należy jednak do młodszego pokolenia, a ono wkrótce i tu się zmieni. Zagadkowy czar ostatniego egzotycznego świata Indochin, jego mit egzotyki, błogiej egzystencji na łonie klimatu monsunowego, osobliwej urody kobiet, ulotnego momentu świtu zniknie w powodzi modernizacji. Ujdzie ostatecznie w zapomnienie i ich urzekający koloryt pozostanie jedynie na pożółkłych fotografiach starych albumów.

Łodzią ratunkową przepłynął pan samotnie Atlantyk. O czym rozmyśla człowiek w takim miejscu?
— Na morzu zawsze jest bardzo dużo pracy. Nie pamiętam już szczegółów, ale nie wiele było czasu na rozmyślania. „Paty” nie chciała reagować na próby samosterowności. Regulowałem żagle, zmieniałem kąt pochylenia masztu, przebalastowywałem rufę, mocowałem rumpel gumowymi naciągami. To oznaczało, że byłem skazany na nieustanne czuwanie przy sterze: dzień i noc. Jako dobrowolny rozbitek chciałem udowodnić, że człowiek, który w konsekwencji katastrofy morskiej znajdzie się na łodzi ratunkowej, ma zawsze szanse uratowania się. Ważne tylko, aby wykazał motywację i zdeterminowanie, aby się nie poddał. Zabrałem ze sobą tylko skromny, żelazny zapas wody i żywności, dlatego dużo czasu poświęcałem na łowienie ryb, zbieranie deszczówki, planktonu i drobnych przezroczystych organizmów wpadających do siatki z muślinu.

Chwil mrożących krew w żyłach na pewno nie brakowało...
— Wtedy, przy bardzo dużym napięciu i zmęczeniu, zdarzało mi się słyszeć jakieś głosy. W czasie sztormu zmagania z szalejącym żywiołem wyczerpywały mnie kompletnie. Każda chwila była walką o przetrwanie. Nie jadłem, nie spałem, trząsłem się z zimna i ze strachu. Bałem się, że mogę upaść na duchu, stracić instynkt samozachowawczy. Lęk stał się dla mnie nieodłącznym partnerem. Można być twardzielem, ale kiedy człowiek porusza się na krawędzi, to zwierzęcy strach, przylepiający koszulę do pleców, wysuszający usta i zaciskający gardło, nie może go ominąć. Ten strach jednak mobilizuje i pozwala przeżyć. Sprawia, że człowiek jest w stanie zrobić więcej, niż by mu się wydawało.

Ale bywało spokojniej...
— Oczywiście bywały też chwile relaksu, kiedy pojawiało się stado wdzięcznie harcujących delfinów. Wyskakiwały na powierzchnię urozmaicając niekończącą się grę fal. Potem przemieszczała się w pobliżu ławica latających ryb ścigana przez tuńczyki.

Zna pan świat... A Olsztyn, a Warmia i Mazury?

— Ten region kojarzy mi się przede wszystkim z dzieciństwem, bo wychowałem się w Ełku. Tam poznałem piękno przyrody, zacząłem uprawiać żeglarstwo i... śnić o podróżach w odległe zakątki świata.


Limuzyna, filmowanie, fotografia – fajnyslub.pl

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy wpis a ta opcja z deszczówką bardzo mi się spodobała, ludzie naprawdę jak potrzeba to potrafią działać w sposób bardzo przedsiębiorczy.

    OdpowiedzUsuń