czwartek, 20 stycznia 2011

Gówniana gadka: pies kontra sąsiadka

Ludziom w głowach się pomieszało w sprawie sprzątania po psach. Rozumiem, gdy chodzi o grubszą sprawę. Ale krzyczeć za sikanie na trawniku?


Poranek. Pies wyskakuje na dwór, aby się załatwić. I nie ma zwierzę w zamiarze większych planów — chce tylko opróżnić pęcherz, wrócić na śniadanie i cieszyć się spokojem domowej ciszy. Ale tej radości mniej w oczach pewnej pani, która wychodzi na parterowy balkon i zaczyna do mnie:
— Co pani robi?
— Ja?
— Co pies robi?
— Siku.
— Powinna pani posprzątać!
— Siku?
— Tak!
— Ale jak?
— Wsadzić błoto w torebkę i wyrzucić do kosza.
— ???
— Bezczelna baba!

Stanęłam jak słup, odpowiedziałam tym samym słowem miłej pani i wróciłam do domu. Ale to nie było normalne wchodzenie po schodach. Nie było to normalne wkładanie klucza do zamka. Nic z tych rzeczy! Nie mogłam uwierzyć, że ludzie wymagają sprzątania po swoim psie tego, co niewidoczne!

Pewnie ta miła pani wytłumaczyłaby mi, że w glebie widoczne są wszystkie składniki moczu, których się brzydzi. Wystarczy tylko zrobić badania toksykologiczne, chemiczne, biologiczne i Bóg wie jakie. Miałaby rację, ale bądźmy ludźmi — sprzątanie po swoim psie nie na tym polega. Rozumiem — kupa... To niezbyt miłe dla oka, a i wdepnąć można. Dlatego zawsze na spacer wychodzę z woreczkiem, ale najczęściej idę w dzicz, gdzie pies ma samowolkę. Nie tylko mój — wszystkie czworonogi z namiętnością wypinają się wśród wysokich traw. Nikt dla przyjemności tam nie chodzi — jedynie dla ulgi swoich pupili. Bo osiedlowe trawniki w tych grubszych celach odpadają. Swoich sąsiadów przecież szanować trzeba.

Od jakiegoś czasu zauważam nagonkę mediów na psiarzy. Miasto ma rzeczywiście gówniany problem i trzeba z nim walczyć. Ale przez to medialne nasycenie niektórym w głowach się poprzewracało. Hasło „sprzątnij po swoim psie” wielu odbiera dosłownie. Czekać mi tylko, kiedy będę musiała likwidować odciski psiej łapy, bo... niszczy krajobraz.

Kij ma dwa końce, więc czasem trzeba wejść w skórę psiarza, a nawet w skórę psa! Człowiek je, pies również. Człowiek pije, pies tym bardziej (pamiętaj, aby twój pies miał zawsze świeżą wodę w misce!). Po trawieniu musi nastąpić zwolnienie blokady maszyny losującej. Taka kolej rzeczy. Człowiek ma sedes, pies trawnik. Człowiek ma woreczek, a pies merdający ogon. Ale nikt jeszcze nie wymyślił woreczków do gleby zroszonej moczem. A co, gdy pies zmoczy koło samochodu? Też wsadzić w woreczek i wyrzucić? Bęben maszyny losującej jest pusty.

PS. Dlaczego mój pies kilka dni temu pod balkonem miłej pani schrupał kość? Skąd ta kość się wzięła? No, chyba że jest to kość niezgody... Pies na szczęście przeżył, ale ja chamstwa cały czas przeżyć nie mogę.

Przeczytaj też:
Kupa nie gryzie, kupa zabija!

2 komentarze:

  1. Miejsce kupy jest na trawniku,a nie w śmietniku,naturalny nawóz,ale oczywiście nie powinno się pozwolić psu robić na chodnik,miejsce często uczęszczane,obok-sklepów,szkól itp.,oraz miejsca gdzie przebywają dzieci

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozbawił mnie ten wpis - dziękuję! Jestem zwolenniczką sprzątania po swoim pupilu - nie znoszę tego kupowego toru przeszkód, gdy spieszę na autobus, lub gdy chcę pospacerować i zamiast widoków, oglądam zafajdane chodniki... Ale nie popadajmy w paranoję!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń