poniedziałek, 15 listopada 2010

Olsztyn: kampania wyborcza jak makiem zasiał

Cisza wyborcza w Olsztynie ma inny wymiar niż w innych miastach. Burza toczy się w internecie, w gazecie, ale nie na ulicy. Kandydaci nie chcą wisieć na latarni... Czyżby pod latarnią najciemniej?




Za głowę się łapię, gdy wjeżdżam do Trójmiasta. Plakaty wyborcze krzyczą z drzew, słupów, ogrodzeń i każdego wolnego miejsca. Gdańsk nie jest więc już wolnym miastem. Jest zaplakatowanym od stóp do głów. W Gdyni i w Sopocie jest podobnie. Zamykam oczy i mogę z pamięci (fotograficznej) wymieniać nazwiska kandydatów. Od Szczurka po Żurka...

W Olsztynie natomiast hula wiatr. Plakatów ze świecą szukać. No, może tu i ówdzie jakiś powiewa. Tu jakiś obdrapany, ten z domalowanym wąsem, a ten niewidoczny, bo rozmiarów znaczka pocztowego. I na kogo tu głosować?

Chyba trzeba postawić głos po znajomości...

Wystarczy tylko jeden rzut oka, aby zauważyć, że Trójmiasto jest bogatsze o tony papieru i dykty. Więcej też zarobiły tamtejsze drukarnie, a po wyborach zgarną sporo firmy sprzątające. Ale jest jeszcze inna sprawa — wyborcy z Pomorza są lepiej poinformowani. Taki uliczny krzyk (być może) pomoże im postawić trafnie krzyżyk na karcie wyborczej. A olsztyniacy muszą szperać w internecie, żeby poznać kandydatów. A najlepiej, żeby mieli konto na facebooku — tu kampania reklamowa jest obecna, a jakże! W końcu to XXI wiek!

W Olsztynie kandydaci na polityków nie chcą wychodzić na ulice. Żeby ludzie polityków ulicznikami nazywali? Nie chcą wisieć na drzewach, krzakach i znakach drogowych. A przecież — jak mówi powiedzenie — co ma wisieć, nie utonie.

Jeśli ktoś nie interesuje się wyborami, w Olsztynie może przejść obok nich obojętnie. I jak tu takiemu przechodniowi wytłumaczyć, że to jedne z ważniejszych wyborów, skoro w mieście tego nie czuć? Po co ma się obywatel interesować, skoro miasto takiego zainteresowania nie przejawia?

A może to przedsmak ciszy wyborczej, która w Olsztynie wyjątkowo zaczęła się kilka tygodni przed „godziną zero”? Co kraj, to obyczaj...

Tylko jeden kandydat ma wyjątkowe szczęście. Ma na imię Paweł i robi sobie niesamowitą reklamę. Aby trafić do rady miasta, bierze udział w programie „Mam talent”. Występ trafił mu akurat w sobotę — na kilka godzin przed otwarciem lokali wyborczych. Cisza mu niestraszna, bo chłopak śpiewa.

Ejzenberg nie ukrywa, że liczy na swoją popularność, którą zapewnił mu udział w programie telewizyjnym. — Dzięki temu stałem się rozpoznawalny, przynajmniej w niektórych środowiskach — śmieje się wokalista. — Mam nadzieję, że to się przełoży na głosy, bo inaczej szanse, co tu ukrywać, mam niewielkie. Na to liczę plus kampania wyborcza, naturalnie w miarę moich możliwości finansowych. Gdyby się udało zdobyć mandat, to byłoby pięknie. To byłby dowód, że nie miejsce na liście, a osoba jest najważniejsza.
(Wyborcza plejada gwiazd)

Trochę mniej szczęścia ma Iwona Pavlović, która kandyduje do Rady Gminy w Dywitach. Jurorka „Tańca z gwiazdami” pojawi się na ekranie w niedzielę dopiero o godz. 20. A przecież dwie godziny później lokale wyborcze zostaną zamknięte. Komu buzia Iwony się spodoba i mu się przypomni, że „Czarna mamba” kandyduje, może nie zdążyć postawić na nią swojego krzyżyka...

Ale może w Dywitach plakaty Iwony wiszą jak szalone na każdym konarze. Nie wiem, nie wizytowałam. Widziałam tylko Trójmiasto i się przeraziłam, że aż tyle twarzy walczy o dobre stanowisko. W Olsztynie też walczą... tylko że nie słychać jak kruszą się kopie.

2 komentarze:

  1. aż się dziś rano specjalnie przyjrzałem. W Dywitach wisi trochę plakatów, jak na rozmiar wioski, to całkiem sporo, ale nigdzie nie widziałem Iwony Pavlović. Kandydaci na radnych jakoś słabo się promują, za to ci na wójtów pokazują wszędzie swoje uśmiechnięte twarze :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam szczerze, że mnie jakoś zupełnie ta cisza wyborcza w Olsztynie nie przeszkadzała... przynajmniej będąc przejazdem:-)

    OdpowiedzUsuń