wtorek, 18 października 2011

Podróż za jeden znaczek

Gdzie mnie jeszcze nie było? Na poczcie? Wskakuję więc w kopertę i sprawdzam, jak z listami obchodzą się olsztyńscy pocztowcy...


Nazywam się List. List Priorytetowy. Moim zadaniem jest jak najszybciej trafić pod wskazany adres. Na kopercie mam napisane: Olsztyn, ul. Kanta. Pochodzę z Olsztyna, więc chyba nie czeka mnie długa droga. Ponoć jednak najpierw muszę trafić w ręce pocztowców.

Młot z datą
Na początku ląduję w czerwonej skrzynce gdzieś w centrum. Jak tu ciasno i ciemno. Niech mnie ktoś uwolni! — wołam z całych sił. W końcu ląduję w wielkim worze z innymi listami. Każdy ma inny kolor, wagę, wielkość... Jedziemy razem na pocztę, aby tam obrać właściwy kurs. Trafiam na rozdzielnię, a tam jakiś facet przygląda się dokładnie każdemu z nas.
— Codziennie dostaję ze dwa tysiące listów — opowiada Tadeusz Wojniak. — Sprawdzam, czy na każdym jest znaczek z właściwą opłatą. Każdą kopertę muszę też ostemplować dzisiejszą datą. Cienkie listy idą na stemplownicę, a te grube stempluję własnoręcznie. Do tego służy specjalny datownik młotowy.
Ja chyba mam pecha, bo zaliczam się do grubych listów. Łup! Dostaję młotem i trochę ogłupiały, z siniakiem na czole czekam co będzie dalej.
— Listy z naniesioną datą są sortowane według kodu pocztowego — tłumaczy Elżbieta Rak, szefowa rozdzielni listowej. — My, pocztowcy, nazywamy go inaczej: PNA, czyli pocztowy numer adresowy. Każda przesyłka trafia więc do oddzielnego worka. Każdy z nich to inne miasto — na przykład Ostróda, Olsztyn... Worek jest zamykany i pakowany — albo do samochodu, który zawiezie go do innego miasta, albo do innego działu, który posegreguje listy według ulic.

Szczęki Kortowa
Ale tu się dzieje! Znowu inna sala. Wpadam w ręce pani, która w głowie ma całą mapę Olsztyna!
— Mam wykaz ulic, więc jeśli jakiejś nie mogę rozczytać, sięgam po pomoc i staram się rozszyfrować jej nazwę — zdradza Ewa Olszak. — Ale tak jak aptekarz potrafi rozczytać nazwy leków po lekarzach, tak ja nie mam problemów z ulicami i nadawcami. Zdarzają się jednak śmieszne sytuacje...
— Czasem ludzie błędnie piszą nazwy ulic — dodaje Elżbieta Rak. — Przykład? Mamy w Olsztynie ulicę Szczekin-Krotowa. Komuś się pomyliło i napisał: Szczęki Kortowa.

Wiązanka dla listonosza
Ja na kopercie mam napisane jak byk, że moim celem podróży jest ulica Kanta. Trafiam więc do przegródki z numerem 116, która oznacza rejon: Wilczyńskiego i Kanta. Mówią, że stąd mi już bliżej do torby listonosza.
— Najpierw jednak trzeba przygotować wiązankę dla niego — podkreśla Ewa Olszak. — Służy nam do tego specjalna maszyna. Listy, które są przydzielone na dany rejon, owijane są specjalną taśmą. Wystarczy nacisnąć guzik, a maszyna owija paczuszkę błyskawicznie. Dzięki temu mamy pewność, że żadna korespondencja nam nie zginie. To ważne, bo listów mamy szalenie dużo. To nieprawda, że era e-maili odciągnęła ludzi od korespondencji papierowej. Firmy wysyłają mnóstwo reklam, biuletynów i rachunków. Wiele dobrego poczcie robią też sklepy internetowe... Mamy więc pełne ręce roboty! A gdy zbliża się Wielkanoc albo Boże Narodzenie, walczymy z zalewem pocztówek z życzeniami.

Półka na koniec
Mam nadzieję, że dotrę na Jaroty do świąt... Na razie ląduję z całą wiązanką kolegów w innej sali. Cicho tu jakoś i pusto — zupełnie inaczej niż w poprzednich pomieszczeniach. Trafiamy na półkę, do której dostęp ma tylko listonosz. Czekam aż przyjdzie, wsadzi mnie do torby i zaniesie do adresata.
W końcu jest! Wciska mnie między inne listy i rusza na Jaroty, a ja wraz z nim. O spotkaniu z adresatem jednak wam nie opowiem, bo to zbyt osobiste...

Fot. Grzegorz Wadowski


Limuzyna, filmowanie, fotografia – fajnyslub.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz