sobota, 29 października 2011

Kto mi dał skrzydła?

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Coś w tym jest — zwłaszcza, gdy siedzi się za sterami samolotu. Dla totalnego debiutanta "zabawa" wolantem i bujanie w obłokach to coś bezcennego.


Wskakuję w mały, żółty ultralekki samolot Aeroprakt. To ma być zwykły lot. Mam popatrzeć na Olsztyn z lotu ptaka, pobujać trochę w obłokach, odświeżyć swoją miłość do latania i poczuć, że człowiek może góry przenosić. A właściwie może się w górze przemieszczać...

Za stery chwyta Bronek Ślężak, instruktor pilotażu z Aeroklubu Warmińsko-Mazurskiego. To szalenie roześmiany facet i lekki w rozmowie. Prawie tak lekki jak jego samolot — tyle, że nie żółtodziób!


Gdy tylko samolot odrywa się od pasa startowego, Bronek oddaje mi w ręce wolant. Mogę skręcać w lewo, w prawo, lecieć w dół, popędzić trochę w górę. Oczy w słup, bo nigdy tego nie robiłam! Do tej pory prowadziłam tylko samochód, który ma cztery koła i mocno trzyma się ziemi. Teraz pode mną nie ma nic — tylko przestrzeń, którą zawładnęły ptaki. I teraz ja jestem takim ptakiem — ze śmiglastym dziobem.


Dziwne uczucie, kiedy włada się tym metalowym ptakiem. Ba, ptaszkiem, bo to przecież stworek ultralekki. Każdy ruch wolantem lub naciśnięcie na pedały, kołysze samolotem. Patrzę przed siebie — jeśli widzę widnokrąg, jest dobrze. Jeśli zanika albo traci poziom, muszę wyrównać "żółtaka". Mogę też sobie nieźle pogrzać. W powietrzu nikt nie wlepi mi mandatu ani nie walnę w drzewo. Chyba...


Na szczęście Bronek siedzi przy mnie i ma pewnie niezły ubaw!


Nasz samolot wygląda jakby był po niezłej imprezie — a to kołysze się na boki, a to wiruje w powietrzu... Ale i tak to fantastyczne przeżycie. A do tego widoki widziane spod brzucha... I chmury, które wyglądają jak wata cukrowa. Pod nami biały puchaty dywan, a nad nami lekka kołdra z mgiełki. Tylko się przykryć i zostać tu na zawsze.


Ale chmury są zdradliwe. Trzeba wiedzieć, które nie zrobią nam krzywdy. Bronek ma to w jednym palcu, więc czuję się bezpiecznie. Gdzieś obok wiszą niskie czarne chmury. Nieźle by nami łomotało, gdybyśmy w nie wlecieli. Oddaję więc stery w ręce fachowca. Latamy jeszcze kilka dobrych minut. Jest fantastycznie!


Teraz jak mi ktoś powie, że chodzę w głową w chmurach, skrzywię się i go poprawię: ja latam z głową w chmurach!

Przeczytaj o olsztyńskich pilotach:
Latają i przeszkadzają w piciu kawy

1 komentarz: