Do Warszawy przyjechał Barack Obama, prezydent Stanów Zjednoczonych, więc tematem numer jeden jest wszystko, co amerykańskie. Dlatego w Olsztynie postanowiłam poszukać Ameryki. I szukałam... jak igły w stogu siana.
Barack Obama promuje swój kraj jak tylko może. Nie tylko poraża nas amerykańskim uśmiechem, ale przede wszystkim nosi amerykański zegarek, jeździ amerykańskim samochodem i zawsze na wyjazdach nocuje w amerykańskich hotelach. Pewnie nosi też majtki Calvina Kleina, ale aż tak głęboko w oczy nie będę mu zaglądać. Przyjrzę się za to Olsztynowi i zobaczę, ile Ameryki jest w tym mieście. Od czego więc zacząć? Od śniadania?
Niemiecki kotlet z polskiej krowy
Na dzień dobry serwuję sobie hamburgera i frytki w amerykańskim fast foodzie. I tu już zaczynają się schody, bo smaku Ameryki nie czuć.
— Ziemniaki i mięso pochodzą z Polski — uśmiecha się szeroko pani Wiesia, która podaje mi śniadanie na tacy. Siadam więc przy stoliku, sięgam po prasę, ale nie mam zbyt wielkiego wyboru. Jest tylko firmowe pisemko zachwalające sieć, której akurat jestem gościem. Na pierwszej stronie widnieją apetyczne frytki i informacja: dowiedz się więcej o naszych ziemniakach. Nie muszę długo szukać — już na początku dowiaduję się, że ziemniaki na frytki pochodzą z Lęborka. Mięso na hamburgery też nie przyjeżdża zza oceanu, ale pochodzi z polskiej krowy. A sam hamburger — mimo iż to klasyczna amerykańska potrawa — wywodzi się od befsztyka po hambursku, czyli z kotleta z siekanej wołowiny wprowadzonego do kuchni amerykańskiej przez imigrantów z Niemiec. I tyle amerykańskiego śniadania. Punkt dla mnie!
Ciuchy z Azji
Po jedzeniu czas na zakupy. Idę więc do sklepu, który bije amerykańską nazwą po oczach. Zerkam na metki, ale Stanów Zjednoczonych ze świecą tu szukać. Na wieszakach wisi cała Azja — od Turcji, przez Tajlandię, po Chiny.
— Ale co najciekawsze, jesteśmy firmą niemiecką — wyjaśnia Iwona Jastrzębska, kierowniczka zmiany w sklepie. — A skąd nazwa? Pewnie chodzi o to, aby poczuć się jak nowojorczyk... To nawiązanie do tamtejszych wybiegów mody i trendów.
I tyle z ubierania się po amerykańsku. Punkt dla mnie!
Twarde nóżki z Chin
A może trochę zabawy? Pamiętam czasy, kiedy lalka Barbie była marzeniem każdej dziewczynki. Ja też się wpisałam w ten „american dream”. Pamiętam też swoją radość, kiedy moje marzenie się ziściło. Plastikowa blondynka była wtedy symbolem tego lepszego świata dostępnego tylko w sieci Pewex. Barbie stworzyła Ruth Handler w 1958 roku wzorując się na niemieckiej lalce Bild Lilli. Znów Niemcy górą?
— Dzisiejsze lalki Barbie produkowane są w Anglii — oprowadza mnie po sklepie z zabawkami sprzedawczyni Dorota. — Ale są one inne niż te oryginalne, produkowane w Stanach. Nie mają giętkich nóżek ani rączek, ale i tak dziewczynki chętnie je kupują. Tak jak i inne zabawki, które czerpią z amerykańskich bajek. Mowa o Kubusiu Puchatku, Hannie Montanie, Toy Story, Ben Tenie... Żadna jednak z tych zabawek — mimo aż kipi Stanami Zjednoczonymi — nie została wyprodukowana za oceanem. Prym wiodą Chiny.
Amerykańskiej zabawki nie znalazłam. Punkt dla mnie!
Słabe espresso w filiżance
Czas na kawę. Jaką wybrać? W menu widnieje „americana”, więc ciekawa jestem korzeni tego napoju.
— To zwykłe włoskie espresso z dolewką wody — tłumaczy Marta Przychodzka z kawiarni. — Włosi najlepiej parzą kawę, ale za to można pić ją po amerykańsku. A że Amerykanie nawet piwo piją procentowo słabsze niż reszta świata, więc chętnie rozcieńczają też espresso. Dolewają wody i są zadowoleni — stąd „americana”.
Dla kogo punkt? Dla Włochów. I dla mnie!
Wyjątek potwierdza regułę
W kinie Ameryka bije po oczach. Wystarczy przeczytać repertuar, aby wiedzieć, że tu króluje Hollywood.
— Ludzie najchętniej wybierają amerykańskie filmy — opowiada pracownik kina. — Bo to lekkie kino, więc jeśli ktoś chce się odprężyć po ciężkim i pracowitym dniu, na pewno się nie zawiedzie. Nawet jak bomby lecą na ekranie, film nie przytłacza. Bo takie jest właśnie amerykańskie kino — z efektami! Zupełnie inaczej jest z polskimi produkcjami, które już kilka razy zanudziły widzów. Do polskich filmów podchodzimy więc z dystansem — chyba że są to komediowe hity jak na przykład „Lejdis”. Wtedy nawet amerykańskie kino może czuć się zagrożone! Ale wyjątek potwierdzają regułę.
Punkt dla Stanów Zjednoczonych. W końcu!
Ochraniacz na szczękę i korki
W Olsztynie jest jeszcze jedno miejsce, w którym można zaliczyć wiele punktów. To boisko, na którym trenują fani futbolu amerykańskiego. Sportowcy nazwali się Lakers, co w polskim tłumaczeniu znaczy Jeziorowcy. Zespół powstał niespełna rok temu.
— Żeby rozpocząć treningi trzeba mieć dres, ochraniacz na szczękę i korki. To na początek wystarczy — mówi prezes i jednocześnie zawodnik Lakers. — Naszym marzeniem jest, żeby w zespole była prawdziwa rywalizacja o pierwszy skład. Mam nadzieję, że tak będzie!
Futbol amerykański to sport drużynowy, w którym rywalizują dwa 11-osobowe zespoły. Celem gry jest zdobycie w ustalonym czasie większej liczby punktów od drużyny przeciwnej. Piłkę można przemieszczać, wykopując, niosąc, rzucając lub przekazując z rąk do rąk między zawodnikami.
Punkt dla Ameryki! Ja schodzę już z boiska, ale i tak czuję się zawiedziona. Ameryka niby jest wszechobecna, ale wystarczy się przyjrzeć, aby czar prysnął. A pryska jeszcze bardziej, gdy wysnuwa się wnioski — siła Stanów Zjednoczonych tkwi w innych państwach — zaczynając na Niemczech, a na Chinach kończąc. Tylko że o tym nikt nigdy nie mówi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz