Cudze chwalicie, swego nie znacie. Wiele w tym prawdy — wystarczy spojrzeć na swój świat pod odpowiednim kątem, aby się w nim zakochać. Wystarczy spojrzeć na niego z balonu...
— Co tu pani robi, pani Ado? — zapytała krowa zaraz po wylądowaniu balonem. Kosz się przewrócił, więc wyglądaliśmy przezabawnie. Ale zanim się wygramoliliśmy, krowa zdążyła już się znudzić. Jej łaciate koleżanki też. Tym bardziej, że z balona uszło powietrze, więc horyzont znów stał się widoczny. Znów można było przeżuwać.
Trochę bardziej ciekawski był gospodarz, który znudzony wiejską monotonią, przybiegł i złapał się za głowę. Wyglądał mniej więcej tak, jakby zobaczył ufo. A przecież nic kosmicznego się nie stało. Po prostu wylądowaliśmy. Bo gdy się leci balonem, nie zna się celu swojej wędrówki. Balon leci z wiatrem, a wiatr na różnych wysokościach wieje w różnych kierunkach. To jedyna możliwość "sterowania".
Gdzie wylądowaliśmy? Gdzieś w okolicach Kętrzyna i tyle z mojej geograficznej znajomości Mazur. To zresztą mniej ważne, bo wszystkie pola wyglądają podobnie. Krowy zresztą też. Istotne jest to, co w górze, a przyznać muszę, że Mazury z lotu ptaka wyglądają oszałamiająco. Zwłaszcza przy takiej pogodzie, gdy słońce przygrzewa, a pojedyncze chmury gdzieś leniwie uciekają. Nic, tylko uciec gdzieś w przestrzeń...
Wystartowaliśmy z Mrągowa i kierowaliśmy się w stronę Kętrzyna. Pod nami zieleń, błękit jezior i malutkie domki. Pod nami też ptaki... Bo lecieliśmy na wysokości kilometra. Czy coś więcej muszę mówić? Wystarczy oglądać. A co widać? Czos, Juno, Juksty, Salęt… Po prostu Mazury. W oddali Mamry, Śniardwy — w zależności, w którą stronę spojrzeć. Bo widoczność tego dnia sięgała aż stu kilometrów.
Balon prowadził Dariusz Brzozowski, z którym już raz leciałam. Wystartowaliśmy wtedy po piątej rano, więc świat z lotu ptaka wyglądał zupełnie inaczej. Jak? Zobacz. Wtedy też pan Darek opowiedział mi, że wszystkie swoje balony nazywa kobiecymi imionami. Jest Catharina, jest Ksenia... Kiedy przyjechałam tym razem, od razu spytałam, jaką balonicą polecimy.
— To nowy balon, kilka dni temu przyjechał do nas z Niemiec — uśmiechnął się pan Darek. — Będzie więc miał na imię Ada! Jeszcze żaden mój balon nie ma imienia na "a". Teraz będzie miał!
Hmm... Myślicie, że balonowi do twarzy z moim imieniem?
Wspaniałe widoki :)
OdpowiedzUsuń