piątek, 15 października 2010

Dwie części Freddiego

Żył jak gwiazda, świecił jasno. Niestety zbyt krótko. To skandal, aby raz na jakiś czas nie wspomnieć Freddiego Mercurego. Bo przedstawienie musi trwać...


Freddie pojawił się na tym blogu przez przypadek. Jest piątek, praca wre, a ktoś wykrzykuje: Skandal!

Nie znam kontekstu okrzyku, ale od razu przychodzi mi na myśl kawałek Queenu „Scandal”. I tym sposobem katuję go od rana. Wirus Mercurego?

Na scenie był silną osobowością, prawdziwym liderem. Był jak huragan... Kiedy spotkałem go osobiście, okazał się bardzo spokojnym, nieśmiałym człowiekiem. Bardzo zamkniętym i obawiającym się ludzkich reakcji. Dopiero gdy poznał kogoś dobrze, otwierał się przed nimi. Jakby składał się z dwóch części.
David Wigg o Freddiem

Muszę walczyć z tak zwaną "własną osobowością sceniczną". W większości przypadków działa ona na moją niekorzyść. Zabawne, gdyż to tak, jakbym tworzył potwora — mogę się w jakiś sposób kreować, ale wtedy bardzo trudne jest znalezienie kogoś, kto zaakceptuje to w formie związku. Nie jest łatwo rozdzielić tych dwóch części, tak samo jak nie jest łatwo rozdzielić dwóch stron monety. Przez te wszystkie lata stałem się zgorzkniały i w pewnym sensie przestałem ufać ludziom. (...) Możesz być kochany przez wszystkich, ale mimo to być bardzo samotnym. To jest znacznie gorsze i bardzo frustrujące, ponieważ ludzie nie spodziewają się, że taki Freddie Mercury może być samotny. On ma pieniądze, ma samochody, ma szoferów. Ma dużo. Jednak faktycznie, ten rodzaj samotności jest najcięższym do zniesienia.
Freddie o sobie

1 komentarz: