— Niezły lifting tu zaserwowali — tak o Coctail Barze mówią olsztyniacy. — Ale czy nowy wystrój podbije ich serca? A może kultowe miejsce już diabli wzięli?
— Gdzie ja mam płaszcz powiesić? — rozgląda się Irena. — Kiedyś były tu wieszaki, a teraz nie ma nic. Położę chyba na oparciu fotela. Ale jak to będzie wyglądało? I będę siedziała na swoim płaszczu? Nie mam wyjścia.
— Wyjście jest: siadaj i nie marudź — ucina Krysia. — Zaraz lody twarogowe przyjdą, więc humor ci się poprawi.
Lody przychodzą, z bitą śmietaną — aż ślinka cieknie. Posypane orzeszkami. Irena próbuje:
— Hmmm, jak za starych dawnych czasów.
Pięć przyjaciółek w średnim wieku od czasu do czasu wpada połasuchować i poplotkować. Coctail Bar w Olsztynie to miejsce ich spotkań od lat — położone w świetnym punkcie, blisko starówki i sklepów. Wystarczy, że jedna rzuci hasło: chodźmy na coś słodkiego. Idą wszystkie. Najczęściej zamawiają lody, koktaile i wuzetki.
— Ale wuzetki się popsuły — próbuje swoje ciastko Basia. — Kiedyś były większe i miały więcej bitej śmietany. Teraz są inne, bo i inny wystrój w środku. No tak, czasy się zmieniają. Ale my miejsca spotkań nie zmieniamy.
— Na szczęście lody twarogowe są, jedyne takie w mieście — podkreśla Irena. — Czego więcej chcieć od życia?
Bita z maszyny
A pomyśleć, że kultowy Coctail Bar miał zniknąć z mapy Olsztyna. Gdy na drzwiach wejściowych zawisła kartka, że go zlikwidują, wszyscy złapali się za głowy. Zatęsknili za ponczóweczką z bitą śmietaną i wisienką. Mówili: i co? 42 lata działalności diabli wezmą? Ale nie wzięli. Coctail Bar zmienił jednak swoje oblicze.
— Niezły lifting tu zaserwowali — rozgląda się Marek Matełko z Warszawy. — Jestem częstym bywalcem w Olsztynie, bo stąd pochodzę i mam tu rodzinę. Zawsze wpadam na bitą śmietanę, bo w całym mieście prawdziwej nie znajdę. Tu panie pewnie ją samą ubijają, a nie wyciskają z syfonu albo ze sprayu. Palce lizać!
— Mamy specjalną maszynę — wtrąca się młoda ekspedientka. — Ale składniki mamy naturalne, racja.
— Maszynę? Pamiętam, jak kiedyś panie wykładały bitą z miseczki łyżką — dodaje Marek. — Prawie jak w domu! Ale mama nie chciała mi często ubijać, bo — jak mówiła — za dużo babrania.
Duże gałki
Coctail po remoncie przypomina kafejkę. Beżowe fotele, eleganckie stoliki i futurystyczne żyrandole. Ale czuć tu ducha sprzed lat — lada chłodnicza przypomina stare dobre czasy. Teraz nawet jest lepiej zaopatrzona — do wyboru, do koloru, do smaku.
— Wcześniej było tu obrzydliwie, więc nawet nie zaglądałam — stwierdza Kinga, studentka weterynarii. — Ale po remoncie wdepnęłam. Na lody. I co się okazało? Że dają tu olbrzymie gałki. I smaków mają mnóstwo. Moje ulubione to straciatella i mascarpone.
— A ja uwielbiam jagodowe — dodaje Dorota. — Przynajmniej brzmią po polsku.
— W Coctailu czuło się czasy PRL-u — podkreśla Marek. — To było jedyne takie miejsce w Olsztynie. Wszędzie nowoczesność, a tu czas stał w miejscu. Ale przyszła kryska na Matyska i pewna epoka już za nami. Sentymenty zostały tylko we wspomnieniach i na zdjęciach. Czy nowy wystrój znów podbije serca olsztyniaków? Szczerze? Wątpię. Tu najbardziej smakowało mi moje dzieciństwo. Gdzie się podziały tamte wisienki?
Przeczytaj:
Cocktail Bar uratowany
Nowy właściciel Cocktail Baru posłuchał mieszkańców
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz