czwartek, 16 września 2010

Vive la France: Nicea

Nice is nice — to przychodzi mi do głowy, gdy myślę o Nicei. I jeszcze turkusowe morze, zlane słońcem wzgórza i świetlista noc. Bez wiatru, bez problemu, bez kontekstów. I bez Sławomira Mrożka.


Najlepiej spało mi się w Nicei. Wszechobecne wzgórza tworzą tu mikroklimat — bezwietrzny i w sam raz na sen. A co mi się śniło? Chyba to, że mogłabym oddychać Niceą bez końca. Nie dziwię się więc, że tu właśnie wyemigrował Sławomir Mrożek. Nigdzie jednak pana Sławka nie spotkałam. Nie spacerował, nie kupował bagietek, nie chodził nawet z psem — o ile takiego ma. Chętnie bym to sprawdziła, chętnie bym pana, panie Sławku, odwiedziła — wpadła na herbatę, zamieszała łyżeczką herbatę, namieszała trochę w pana życiu i zatańczyła tango bez podtekstów. Ale nie znam pańskiego adresu!


Nicea od zawsze jest idealnym miejscem dla myślicieli i artystów. Tu tworzyli Friedrich Nietzsche, Aleksander Dumas, Lew Tołstoj i Antoni Czechow. Ten podobno w tej części Francji ukończył „Trzy siostry”.


Ale nie samą sztuką człowiek żyje. Na poniższym obrazku nie znajduje się nicejski przysmak pisaladiere — cienki placek z duszoną cebulką, oliwkami i anchois. Nie jest to też sałatka nicejska, ale... smakuje prawie jak ona. I proszę mi nie mówić, że "prawie" robi wielką różnicę!


Po pseudoazjatyckim posiłku czas na spacer. Po zupce trochę suszy, więc najlepiej chodzi się nad wodą. Port jachtowy zachwyca mnie geometryczną precyzją.


I tym, że cumuje tu statek ochrzczony moim imieniem. "Mój ci on!"


W Polsce różowe elewacje mnie rażą, a we Francji cieszą oko. Ot, paradoks. Na Côte d'Azur nie muszę zakładać różowych okularów. Bo i po co?


Lubię francuskie rogaliki. Lubię też francuskie piosenki. Ale kręcą mnie najbardziej stare samochody. Francuskie, niemieckie, te z duszą. Są jak wino?


Mniej kręcą mnie skutery, ale lubię czuć wiatr we włosach. Niestety jazda w kasku obowiązkowa.


Przeczytaj też:
Vive la France: Saint-Tropez
Vive la France: Cannes

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz