
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Zawsze ciągnęło mnie gdzieś daleko, a tym razem — z okazji majowego weekendu — wybrałam się w rejs Kanałem Elbląskim.
Ach, było fantastycznie! Nie to, że dziewicza przyroda, nie to, że czyste powietrze, to przede wszystkim malownicze brzegi zamieszkałe przez ptactwo i zwierzynę leśną. Główną atrakcją jest też jedyny na świecie funkcjonujący system pochylni. Wykorzystują one napęd wodny i dzięki temu statki przemieszczają po lądzie w górę lub w dół — zależnie od kierunku rejsu. Dzieje się to dzięki szynowym urządzeniom wyciągowym napędzanym mechanicznie siłą przepływu wody. Genialne, prawda?
Kanał Elbląski jest unikalnym systemem wodnym łączącym kilka zachodniomazurskich jezior z Zalewem Wiślanym. Jego oryginalność polega na pokonywaniu przez statek naturalnie występującej w tym regionie 100-metrowej różnicy poziomów wody. Nic mu nie straszne — daje radę właśnie dzięki systemowi śluz i pochylni.
Ten światowej klasy zabytek sztuki hydrotechnicznej został zaprojektowany przez holenderskiego inżyniera Jakoba Georga Steenke na początku XIX wieku. Facet miał połączyć Prusy Wschodnie z Bałtykiem. Wymyślił, ale... prawie 20 lat czekał na rozpoczęcie budowy. Ta jednak trwała już znacznie krócej — tylko 8 lat.
Kanał Elbląski znalazł się na liście Siedmiu Cudów Polski — tuż obok Kopalni Soli w Wieliczce, zamku w Malborku i katedry na Wawelu.
Kanał liczy 83,3 km. Cały rejs trwa 11 godzin. Co widziałam, podaję w ruchomym obrazku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz