piątek, 15 maja 2009

Anonimowe przystanki wizytówką Olsztyna

Na gapę. Tak, olsztyńskie przystanki autobusowe stoją na gapę. MPK obiecało powiesić na nich tablice z nazwami, ale obiecanki cacanki, czas mija, a wiaty stoją wciąż bezimienne. Kryzys, skleroza, czy niedbalstwo?


Przystanek musi być przyjazny mieszkańcowi. Stoi śmietnik – punkt. Niezamazany rozkład jazdy – punkt. Niepołamana ławka – punkt. Nazwa przystanku? Jest, ale na rozkładzie. Tylko tym sposobem MPK zaznacza w Olsztynie „personalia” przystanku. To dziwne, bo skoro stoję na przystanku – a nie cierpię na Alzheimera – wiem, gdzie stoję. Gorzej z turystami, którzy jadą autobusem i muszą wysiąść na takim a takim przystanku. MPK uznaje jednak koniec języka za przewodnika. Motywuje turystów do nawiązywania kontaktów z olsztyńskimi tubylcami. MPK łączy ludzi. Nie tylko w ścisku.

Mamy więc nazwy na rozkładzie. Są zapisane drobnym maczkiem i wyglądają jakby zakreślone czarnym mazakiem. Jest powód do dumy? Polemizowałabym. Pasażer nie dojrzy nazwy z jadącego autobusu. Nawet pasażer jeżdżący z lunetą miałby problem. Ale kto dziś jeździ z lunetą? Nawet Kopernik woli Toruń.

W jakimkolwiek mieście nie jestem, staję się turystką. W jakimkolwiek mieście nie jadę autobusem (tramwajem), widzę nazwę przystanku bez patrzenia przez lunetę. Lepiej! W autobusie (tramwaju) wisi tablica informacyjna z podanymi kolejnymi przystankami. Śledzę więc palcem – przystanek po przystanku – i wysiadam we właściwym miejscu. Nikt ani nic mnie nie myli. Postępuję wedle zasady: umiesz liczyć, licz na siebie. I bardzo mi się to podoba. Nie muszę pytać o drogę przygłuchawego dziadka, nie muszę zagadywać nastolatki otulonej sznurem od słuchawek. Po prostu jadę do celu. Bez paniki, że przejadę.

W Olsztynie jest ponad 400 przystanków.

Ale na razie pasażer nie dojrzy nowych nazw z jadącego autobusu. MPK nie umieściło ich jeszcze na wiatach przystankowych, a jedynie w rozkładach (…) — Na początku kwietnia, podczas konserwacji wiat, zaczniemy umieszczać na nich specjalne tablice z tymi nazwami — zapewnia rzecznik MPK.
(Gazeta Wyborcza, Przystanki autobusowe z nową, niewidoczną nazwą)

Powyższy tekst ukazał się 1 marca 2007 roku. Czas płynie, a tablic z nazwami jak nie było, tak nie ma. Pojawiła się za to w autobusach lektorka, która wyczytuje nazwy przystanków. Ale w tłoku i tak jej nie słychać. Nie ma, babka, siły przebić się przez ściśnięty tłum. Często też się myli i podaje przystanki w odwrotnej kolejności. Ruszam więc z Jarot i słyszę: następny przystanek – Kortowo (przeciwległe pętle linii nr 15).

Dlatego brak mi tablic z nazwami przystanków. Brak mi ich w mieście uniwersyteckim. Brak mi ich w mieście turystycznym. Obiecanki cacanki, a czas mija.

Zamiast nazw przystanków MPK zaserwowało tabliczki z numerami wiat. I tym sposobem wsiadam na przykład na przystanku 256, a wysiadam na 140. Umiem liczyć? A umiem, więc znów… liczę na siebie. Ale co mi po tych numerach?

Wiem, gdyby wiata się pomalała i przygniotła potencjalnego klienta MPK, można zadzwonić: panie, mamy problem z przystankiem nr 256. Chłop pod nim leży. Jeszcze oddycha.

Czy MPK nie mogło przy okazji numerowania wiat, również ich „otablicować”? Nie mogło iść śladem innych miast? Ale przecież MPK łączy ludzi. Nie tylko w ścisku.

Przystanek w Warszawie.


Przystanek w Gdańsku.

1 komentarz:

  1. wypadałoby nazwać przystanki...choćby dla gości z zewnątrz...

    OdpowiedzUsuń